fbpx
Halina Bortnowska marzec 2009

***

Ryszard Kapuściński to ktoś, o kim trzeba myśleć o różnych godzinach, przede wszystkim tych trudnych. Godziny stają się trudne, gdy zacieśnia się horyzont. Były nie tylko godziny, był długi czas ograniczonego horyzontu. Kapuściński od zawsze próbował przezwyciężać to zjawisko. Nie poddał się podziałowi świata na „swój” i „resztę”. Właściwie to w pewnym sensie zaniedbywał to, co swojskie, by iść za tym, co inne – bliskie, bo ludzkie, choć może nam z tą bliskością jakoś nieswojo.

Artykuł z numeru

Azja. Nowa ziemia obiecana

Teraz mamy drugą rocznicę dnia, kiedy, zebrawszy się razem, my, czytelnicy, współpracownicy i tłumacze Kapuścińskiego, zapewnialiśmy się nawzajem, że obecnie nasz mistrz i przyjaciel jest z ograniczeń wyzwolony. Była to dla każdego inna, ale niezachwiana oczywistość.

Wolę myśleć nie o rocznicy śmierci, lecz tego pięknego pożegnania, które zakończyło jedną postać obcowania, by ją zastąpić nową, inną, dla bardzo wielu nie mniej rzeczywistą.

Wpływ autora na ludzi, którzy czytają teksty – także teksty! – nie tylko trwa: rozszerza się, sięga nowych osób, wkracza na nowe pola.

Wydarzenia, których teraz jesteśmy świadkami, mają w Kapuścińskim uczestnika, bo wciąż nam je oświetla przez to, co zdążył napisać, powiedzieć, wskazać. Kapuściński jest autorem na czas obecnych i nadchodzących trudnych zmian. Myślę, że zawczasu przekazał chętnym czytelnikom świadomość napięć i pęknięć świata. Teraz sami je już widzimy albo wkrótce się o nich przekonamy. Na przykład doświadczenie Kapuścińskiego pasuje do tego, które nosi w sobie Obama. Dzięki Hebanowi Kenia Obamy opisana w jego książce mogła tak oczywiście dać mi do myślenia.

Świat się chwieje. W którą stronę się przechyla? Jakie oczywistości staną przed nami wkrótce albo trochę później? Czy bardziej uderzy nas ich nowość czy mało spodziewany powrót? Kogo uznamy za ich proroka, czyli tego, kto rozpoznał je wcześnie i pierwszy określił ich kierunek? Warto teraz, z nowymi przesłankami, czytać takie teksty jak Ten inny… Chwytać uchem „dalekie odgłosy werbli”, jak Pan Ryszard potrafił.

Dosyć to wszystko wypadło wzniośle. Nie w jego stylu. Jednak nic nie skreślę, bo to prawda. Dla równowagi dodam coś z tomiku Wiersze zebrane, coś, co harmonizuje z myślą o porannym spacerze po Polu Mokotowskim.

***

Starszy pan

podnosi do góry

zaśliniony palec

bada

skąd wieje

następnie

ustawia się zgodnie z kierunkiem wiatru

i odlatuje

niewysoko

niedaleko

Sen

Głos z mównicy, trybuny czy jak to nazwać: „Pytam, co nam daje przynależność do Frakcji Wschodniej”.

Głos jest dobitny, ale cichnie, gdy napływa szum i szybko znika sala obrad, jakby spływała gdzieś w dół, bo ja się budzę. Ale jeszcze widzę, jak na pocztówce, oświetloną porannym słońcem wieżę katedry strasburskiej.

Gdy się budzę, pamiętając ten fragment snu, pierwsza myśl – wspomnienie posła Koła Znak Stacha Stommy, jego wykład o odpowiedzialności polityka, o konieczności ciągłego zadawania sobie pytań podstawowych, takich, które dotykają opcji już w nas zakorzenionych. Gdybyśmy tego bardzo pragnęli, to może choćby i sen mógłby nam w porę dać do myślenia.

Grzebiąc w starych papierach

Żyjąc długo, ma się okazję doświadczenia pewnych szczególnych wrażeń. Należą do nich spotkania z samym sobą sprzed lat. Czasem jest to fotografia, która wypada spośród kart dawno nieotwieranej książki. Ja? Nie ja, ktoś podobny… A kim jest teraz to dziecko, do którego uśmiecham się na tym zdjęciu?

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się