Kilka lat temu stanąłem przed kłopotliwym – jak mi się wtedy wydawało – pytaniem: czy jest sens pytać osoby niewierzące o ich wiarę w Boga? Boga różnie zresztą rozumianego – osobowego, nieosobowego. Ostatecznie doszedłem do wniosku, że ma to sens. Dlatego też takie pytania również znalazły się w projektowanym wtedy przeze mnie badaniu nad niewierzącymi.
Dziś wiem, że istnieją co najmniej dwa powody, dla których warto pytać niewierzących o ich obraz Boga. Powód pierwszy jest taki, że w przeszłości zdecydowana większość z nich w jakiegoś Boga wierzyła. Powód drugi zaś to ten, że część z nich również obecnie w jakiegoś Radosław Tyrała Boga wierzy. Jednak te dwie wizje Boga – ta odrzucona i ta osiągnięta – nijak do siebie nie przystają1.
Bóg odrzucony
Prawie cztery piąte przebadanych za pomocą ankiety respondentów zadeklarowało, że kiedyś wierzyło w Boga. Zaledwie 21,3% stwierdziło, że nigdy nie było osobami wierzącymi. Nic mi nie wiadomo o systematycznych badaniach poświęconych obrazom Boga, jaki osoby niewierzące posiadały na religijnym etapie swoich biografii. Istnieją jednak przesłanki, żeby snuć na ten temat pewne domysły.
Można przypuszczać, że wielu z nich podpisałoby się – z większą lub mniejszą dozą ostrożności – pod obrazem Boga, jaki w swoim Bogu urojonym kreśli Richard Dawkins. Przypomnijmy jego obrazoburczą interpretację:
„Bóg Starego Testamentu to chyba jeden z najmniej sympatycznych bohaterów literackich: zawistny (i dumny z tego), małostkowy i niesprawiedliwy typ, z manią na punkcie kontrolowania innych i niezdolny do wybaczania, mściwy i żądny krwi zwolennik czystek etnicznych, mizogin, homofob i rasista, dzieciobójca o skłonnościach ludobójczych (oraz morderca własnych dzieci przy okazji), nieznośny megaloman, kapryśny i złośliwy tyran”2.
Na występowanie takiego właśnie obrazu Boga w umysłach niewierzących wskazywać może chociażby ich uogólniony stosunek do religii. Kojarzy im się ona w sposób jednoznaczny z takimi czynnikami, jak: degradacja człowieczeństwa, przejawy umysłowego infantylizmu, mrok lub zbrodnicza historia różnych Kościołów. Oto kilka wypowiedzi w takim właśnie duchu:
R25 [Rozmówca 25]: „Tak, dla mnie religie, jako ogół, każda wiara w jakiegokolwiek Boga jest dla mnie objawem, może nie tyle infantylności, co niezdolności do samodzielnego myślenia. Tak że żadna inna wiara w Boga nie wchodzi w grę w moim przypadku. Dla mnie religie są największym nośnikiem nietolerancji, agresji, nie prowadzą do niczego dobrego. Bez względu na to, czy jest to religia katolicka, czy jest to religia muzułmańska czy jakakolwiek inna”.
R6: „Tak, po prostu dobrze się czuję i jakoś mi to dobrze robi, jakoś wiara mi się kojarzy z jakimś mrokiem, jakąś ciężkością, no, nie wiem, nie wiem, jak to nazwać…”
Nie dość, że okrutny, to jeszcze Bóg ten jest sprzeczny w sensie logicznym, a przez to nieracjonalny i tym bardziej wymagający zanegowania. Dominującym motywem utraty wiary jest bowiem przekonanie o nieracjonalnym charakterze religii i postulowanych przez nią bytów. To nauka jest w tej perspektywie typem wiedzy dostarczającym wiarygodnej interpretacji rzeczywistości. Wielu niewierzących jest bardzo silnie przekonanych o nieusuwalnym konflikcie między nauką a religią. Widać to w wypowiedziach moich respondentów. Religia – zwłaszcza zaś oglądana z perspektywy nauki bądź też posiadanych na jej temat wyobrażeń – jawi im się jako domena sprzeczności, nielogiczności, niekoherencji i irracjonalności.