1.
Zaproszony przez Uniwersytet w Princeton do wygłoszenia w roku akademickim 1997-1998 dwóch wykładów w ramach tradycyjnego cyklu Tanner Lectures poświęconego ważnym kwestiom etycznym John Maxwell Coetzee zaskakuje publiczność, wybierając jako temat sposób, w jaki ludzie traktują zwierzęta. Dodatkową niespodzianką jest forma wykładów. Zamiast eseju filozoficznego Coetzee posługuje się fikcją literacką, zapraszając swych słuchaczy na podobne spotkanie akademickie, na którym australijska pisarka Elisabeth Costello – radykalna wegetarianka, elokwentna, inteligentna, „starzejąca się i wyobcowana” – stawia pod pręgierzem swych dwóch wykładów „zbrodnię o niewyobrażalnych proporcjach” popełnianą przez ludzi wobec zwierząt. Coetzee oddaje głos swej postaci, ale umieszczając jej wykłady w strukturze formy narracyjnej, konfrontuje też jej postawę z głosami innych postaci, zarówno słuchaczy, jak i jej najbliższej rodziny. Być może dla zrównoważenia tych innych głosów narracji, na ogół krytycznych i niechętnych poglądom Elizabeth Costello, pisarz poprosi o wypowiedź, po swoim wykładzie w Princeton, czterech już nie fikcyjnych specjalistów z różnych dziedzin nauki (teorii literatury, bioetyki, historii religii, prymatologii) i ich komentarze i refleksje staną się integralną częścią tej niezwykłej powieści[1].
Przedstawiając argumenty natury filozoficznej i empirycznej odnośnie do kwestii traktowania zwierząt przez ludzi w ujęciu etycznym, Elisabeth Costello nie znajduje wytłumaczenia dla bezduszności, jaka z naszej strony określa tę relację. Skoro jesteśmy zdolni do utożsamienia się z inną istotą, skoro nie ma granic dla „sympatyzującej wyobraźni”, to jak wytłumaczyć zamknięcie naszych serc i umysłów dla zwierząt i przekonanie, że „możemy z nimi robić wszystko i ujść bezkarnie”. Nasza „sympatyzująca wyobraźnia” powinna objąć zwierzęta, sięgając dalej niż rozum, w rozległe dziedziny dostępne dla poezji, która nie absolutyzuje ani nie fetyszyzuje rozumu. Rozum bowiem wiedzie człowieka na pokuszenie antropocentryzmu, uwikłanego w odpowiedzialność za okrucieństwo, z jakim traktuje on zwierzęta. Costello odrzuca taki antropocentryzm i takie zadufanie człowieka we własny rozum. „Rozum – mówi ona – nie jest esencją wszechświata, nie jest też esencją Boga. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, i to nie bez wątpliwości, że jest on esencją myśli ludzkiej lub gorzej, esencją zaledwie pewnej tendencji myśli ludzkiej”.
W swoim wykładzie Costello powraca uporczywie do analogii między sposobem traktowania zwierząt przez ludzi a sposobem, w jaki Trzecia Rzesza traktowała naród żydowski. Traktowanie ludzi jak zwierzęta jest figurą dobrze zadomowioną w języku; w polskim języku utrwaliły się na dobre świadectwa „ocalonych, prowadzonych na rzeź”. Odwrotna strona tej analogii, czyli twierdzenie, że zwierzęta umierają jak ofiary Holocaustu, stanowi jednak już prowokację i nic dziwnego, że reaguje na nią ostro pisarz żydowski, jeden ze słuchaczy wykładu Costello. Pisarka nie odpowiada na jego protest, może dlatego, że prowokacja była zamierzona i można też przypuszczać, że chodziło w niej nie tyle o ukazanie rzezi zwierząt w analogii wyłącznie do Holocaustu, ile o poruszenie sumień poprzez porównanie jej do przechodzącego wszelkie miary okrucieństwa – losu, jaki człowiek potrafił zgotować drugiemu człowiekowi.