Dyskurs to – najogólniej rzecz ujmując – sposób używania języka. Jest Pani autorką wydanej pod koniec ubiegłego roku książki o dyskursie Radia Maryja[1], w której analizuje Pani teksty, jakie ukazały się na łamach „Naszego Dziennika”. Skąd wzięło się Pani zainteresowanie tym tematem?
Najpierw interesował mnie dyskurs prasowy jako taki. Odwołałam się do pojęcia wspólnoty dyskursywnej. Uczestnicy takiej wspólnoty – użytkownicy dyskursu – posługują się wspólnymi regułami, a to powoduje, że w procesach komunikacji wytwarzana jest określona wizja świata. Mówi się wręcz, że wspólna wizja świata jest istotą wspólnoty dyskursywnej. Chciałam znaleźć metodę, która pozwoliłaby dotrzeć do reguł stojących u podstaw generowanych w dyskursach wizji świata społecznego. Początkowo miałam zamiar przeprowadzić analizę porównawczą kilku gazet, ale okazało się to zbyt żmudnym zajęciem.
Wybór padł więc na „Nasz Dziennik”.
Tak się złożyło, że od „Naszego Dziennika” zaczęłam przegląd możliwych źródeł. Ale poszukiwania objęły różne obszary: analizowałam „Trybunę”, „Nie”… Kiedy podjęłam decyzję, że trzeba wybrać jeden tytuł, analiza „Naszego Dziennika” bardzo mnie już wciągnęła, miałam w głowie pewne hipotezy. I na tym się skupiłam.
Czy dlatego, że dyskurs „Naszego Dziennika” był z jakiegoś powodu bardziej wyrazisty od dyskursu innych gazet?
Na pewno był bardziej wyrazisty, bardziej jednolity, a tym samym łatwiej poddający się analizie. O ile na łamach innych gazet ścierają się ze sobą różne dyskursy, to w „Naszym Dzienniku” dyskurs „radiomaryjny” jest monopolistą. Raczej nie pojawi się tu na przykład dyskurs typowy dla publicystki „Gazety Wyborczej”. Poza tym „Nasz Dziennik” był interesujący, bo w powszechnej opinii skupiał ludzi wykluczonych, a mnie interesował ich punkt widzenia.
Czy dobór tekstów (czerwiec-lipiec 2004) był podyktowany ówczesną sytuacją polityczną? Może nasze wejście do Unii Europejskiej było momentem przełomowym, który szczególnie silnie odbił się na eurosceptycznym dyskursie Radia Maryja?
Tak, moment był przełomowy, ale ważniejsze było coś innego. Pisałam tę książkę już po objęciu władzy przez PiS. Pozycja Radia Maryja bardzo się wtedy zmieniła, znalazło się ono w centrum bieżącej i bardzo gorącej debaty publicznej, a mnie potrzebny był pewien dystans. Zależało mi na zachowaniu obiektywizmu, sięgnęłam więc do tekstów wcześniejszych.
Zanim powrócimy do języka Radia Maryja w dobie IV RP, chciałabym zapytać o cel, jaki przyświecał Pani jako badaczce. We wstępie do książki formułuje go Pani jako próbę opisu i zrozumienia tego sposobu zaangażowania w życie publiczne, jaki proponuje Radio Maryja. Pisze Pani: „Systematyczny kontakt z tą rozgłośnią (…) zwiększa szanse na przyjęcie także i całego dyskursu, a z nim określonej wizji świata społecznego. Na niej zaś mogą wyrastać określone postawy i skłonności do przyjmowania i formułowania określonych idei”. Oczywiście, dyskurs medialny, czyli język, jakim przemawiają media, kształtuje postawy odbiorcy. Jakie postawy kształtuje język Radia Maryja?