fbpx
Piotr Kłodkowski październik 2008

IIuzje i niepokoje politologa orientalisty na początek XXI wieku

I znów mamy kłopot z opisaniem współczesnego świata. Oczywiście nie chodzi o to, że brakuje dokładnych danych, wyważonych analiz, błyskotliwych książek i znakomitych autorów, którzy przedstawiliby nam swoją wizję całego globu bądź wybranej jego części. Wręcz przeciwnie. Wszystkiego mamy w nadmiarze.

Artykuł z numeru

Jan Paweł II. Żywa pamięć czy makatka

I to w takim nadmiarze, że sięgając do źródeł z dużą pewnością możemy sobie wybrać informacje, które pozwolą nam skonstruować a to odpowiednią interpretację stosunków amerykańsko-chińskich, a to naświetlić problematykę globalizacji, a to opisać przyszłość Europy albo naszkicować mapę geografii głodu na początku XXI wieku. Niestety, problem w tym, że te same (albo przynajmniej podobne) informacje niekoniecznie prowadzą do identycznych wniosków. Co gorsza, wnioski mogą być całkowicie sprzeczne, chociaż – jak mniemamy – wyciągane były na podstawie tych samych przesłanek.

Sprzeczne wizje

Dowiadujemy się, na przykład, że Stany Zjednoczone tracą już swoją pozycję mocarstwową na rzecz Chin, które z kolei wykorzystują trudną sytuację Amerykanów w Iraku i w Afganistanie, żeby rozszerzyć swoje wpływy, najpierw w Azji, a następnie na innych kontynentach. Afryka dostaje się pod panowanie Pekinu – coraz częściej informują media – i przekształca się w jego surowcowe zagłębie. Poza tym Chiny posiadają, oprócz Japonii i Rosji, największe rezerwy walutowe na świecie, zaś Ameryka jest zadłużona jak nigdy wcześniej i boryka się z coraz większym kryzysem hipotecznym. Do tego jeszcze, jak słyszymy, dochodzi problem zmniejszającej się wiarygodności Stanów Zjednoczonych na świecie, który wynika między innymi z kiepskiej strategii polityczno-militarnej na Bliskim Wschodzie. Chiny zaś, krok po kroku, zdobywają kolejnych sojuszników, budując wytrwale swoją pozycję za pomocą zachęt inwestycyjnych i gróźb politycznych.

Ten dość jednostronny obraz zostaje zrównoważony innymi spostrzeżeniami. Ameryka, jak nam się często przypomina, ma nadal najbardziej innowacyjną gospodarkę na świecie, i to mimo zdarzających się cyklicznie kryzysów. Wyposażenie armii Stanów Zjednoczonych i jej możliwości działania nie dadzą się w żaden sposób porównać z poziomem armii chińskiej, która – mimo zwiększających się nakładów finansowych państwa – jeszcze długo nie będzie jej w stanie dorównać. Amerykańska soft power jest ciągle niepokonana, i nic nie zapowiada, by miało się to zmienić w jakimś przewidywalnym czasie.Chiny natomiast, jak czytamy w raportach, należą do najbardziej zanieczyszczonych rejonów świata. Do tego dochodzą jeszcze dane o gigantycznych nierównościach społecznych, które grożą wybuchem na ogromną skalę i mało wydolnym systemie bankowym, który sprzyja korupcji. Analitycy zwracają też uwagę, że Pekin nie posiada spójnej strategii globalnej, która mogłaby obecnie niepokoić Waszyngton.

Nic zatem dziwnego, że zapowiedzi przyszłej porażki Amerykanów w starciu z Chińczykami to – jak uważają niektórzy zachodni politolodzy – fałszywa pieśń przyszłości, która jest niczym innym jak tylko podretuszowanym plagiatem pieśni bojowych z okresu zimnej wojny, w której przeciwnikiem numer jeden był „niepokonany Związek Radziecki”. Albo też konsekwencją huntingtonowskiej koncepcji „nowego wroga”, jak sugerował onegdaj Ryszard Kapuściński, koniecznej do nieustannej mobilizacji świata Zachodu po upadku mocarstwa sowieckiego. Zresztą pierwsze nie wyklucza drugiego.[1]

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się