Rodzicom – zawsze widziałem Was czytających
Z soboty na niedzielę, wśród różnych koszmarów, śniło mi się, że Fiedia wdrapał się na parapet i wypadł z piątego piętra. Gdy zaczął spadać w dół, koziołkując, zakryłem dłońmi oczy i krzyknąłem w rozpaczy: „Żegnaj, Fiedia!”, i wtedy się obudziłem. Napisz mi, możliwie jak najszybciej, czy Fiedi się coś nie stało, właśnie w nocy z sobotę na niedzielę. Wierzę w sny, tym bardziej, że wiele z nich mi się spełniło. Nie będę więc spokojny do chwili otrzymania od ciebie wiadomości pisał Fiodor Dostojewski w liście z 23 lipca 1873 roku do żony Anny.
Sennik babiloński. Spadanie. Liczne kłopoty, trudności, wreszcie problemy, które ostatecznie pokonasz. Nie za dobrze. Sennik egipski, różnej maści senniki internetowe… Gdyby chociaż zęby się przyśniły, wszystko byłoby jasne. Psycholodzy pochyliliby się nad pacjentem Dostojewskim i orzekli, że złe warunki życia, nieustanne zadręczanie się, presja oraz rozłąka z rodziną znalazły ujście w wyśnionej scenie. Z pewnością mieliby rację. List pochodzi z okresu, kiedy pisarz nałogowo grał w ruletkę: wszędzie węszą wierzyciele, przed którymi trzeba się ukrywać, wieczne życie na kredyt, sprzedawanie ubrań, biżuterii, wykupywanie ubrań, biżuterii, prośby o dodatkowe zaliczki na poczet nienapisanych książek, sprzedawanie ubrań, wykupywanie… Sam Dostojewski miał jednak własne interpretacje swoich snów. Gdy śnią się bliscy – zwłaszcza brat albo ojciec – niedobry to znak. „Dzisiejszej nocy – pisał Dostojewski w liście do Anny z 28 kwietnia 1871 – śnił mi się ojciec, wyglądał strasznie, jakby swym przerażającym wyglądem chciał mnie ostrzec przed jakimś potwornym nieszczęściem. Dwukrotnie śnił mi się w ten sposób i zawsze później spotkało mnie coś złego”. „Miewam tu bardzo niedobre sny. Śnią mi się brat, ojciec, a gdy najbliżsi pojawiają się w moich snach, nigdy nie wróży to nic dobrego. Wiesz przecież, że moje sny się sprawdzają, świadczą o tym fakty” (list z 24 lipca 1874). Dla Dostojewskiego sny nie są żartem. Ze snów się nie śmieje w blasku dnia. Na myśl o snach się drży. W listach do żony, tej największej powiernicy, wspomina tylko o koszmarach. Nie dzieli się z nią snami radosnymi, pełnymi słońca i nadziei. Dostojewski nie ma takich.
Pojawianie się we śnie bliskich jest więc dla pisarza wyraźnym znakiem. Sny są jak fakty. Komunikacja Dostojewskiego z umarłymi musiała być rzeczywiście bez większego zarzutu, skoro nawet jego żona przyjmowała to za pewnik: „Opowiedział mi swój sen, (…) śnił mu się też brat. A to bardzo niedobry znak, ponieważ zawsze gdy Fiedi śni się brat, to nieuchronnie spotykało nas jakieś nieszczęście” (Dziennik genewski, 5 października 1867). Co na to sennik egipski, sennik Majów, sennik babuni? Co na to psycholodzy? Jakkolwiek by traktować doświadczenia innych ludzi, to jednak każdy tworzy własny sennik, swój prywatny język objaśnień snów. „Nie będę więc spokojny do chwili otrzymania od ciebie wiadomości” – pisać może człowiek nawiedzany przez koszmary. We śnie Dostojewskiego o wypadnięciu syna przez okno nie pojawili się ani brat, ani ojciec. Czyż koszmary nie byłyby straszniejsze, gdyby do prywatnych wieszczów zza światów dołączył jeszcze syn? Wszystkie stopnie pokrewieństwa z mężczyznami byłyby prorocze: ojciec, brat, syn.