Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż taka jest historyczna prawda, gdyby nie fakt, że ze strony lidera PiS (a także części środowisk skupionych w tym ugrupowaniu) płynęły do tej pory zupełnie inne oceny Okrągłego Stołu: jako niewykorzystanej szansy, początku zmowy elit obu dotąd wrogich sobie obozów politycznych, początku „układu”, a nawet zdrady narodowej.
Nie mam złudzeń. Takie oceny nadal będą się pojawiać. Jest jednak faktem o dużym znaczeniu, że Sejm zdobył się na jednomyślny akt mądrości i uczciwości w ocenie tamtego wydarzenia. Będzie można ten akt przywoływać, gdy niektórzy parlamentarzyści znowu zechcą powrócić do czarnej legendy Okrągłego Stołu.
Kryzys gospodarczy skłania polityków do wykonywania spektakularnych gestów mających świadczyć o ich trosce o oszczędne wydawanie publicznych pieniędzy. PiS opowiada się za zmniejszeniem liczby posłów. PO z satysfakcją wita tę inicjatywę, przypominając zarazem, że już dawno był to jej pomysł. PSL mówi o zniesieniu Senatu. Wszystkie te pomysły mają dwie wspólne cechy: 1. formułowane są ad hoc, bez przemyślenia całości ustrojowej konstrukcji państwa; 2. mają wykazać nadzwyczajną troskę o oszczędzanie publicznych pieniędzy.
Każdy rozsądny człowiek wie, że dla finansów publicznych zmniejszenie liczby posłów czy likwidacja Senatu to nieistotne oszczędności. Dla państwa i jego obywateli problemem nie jest to, że mamy 460 posłów i Senat. Jest nim natomiast jakość klasy politycznej zasiadającej w parlamencie. Byłem przeciwny populistycznej kampanii zainicjowanej przed laty przez PO, zaczynającej się od zdefiniowania polityków jako „klasy próżniaczej” , a prowadzącej do postulatu „taniego państwa”, czyli w praktyce marnego wynagradzania urzędników państwowych. Nie ulega wątpliwości, że obecnie jedną z najpoważniejszych słabości Rzeczypospolitej jest właśnie słabość aparatu państwowego. Dobrze wykształceni ludzie opuszczają go dla pracy w biznesie albo też nie przyjmują ofert służby dla państwa.
Powtarzam: problemem naszego życia publicznego nie jest zbyt drogi aparat państwowy ani liczba parlamentarzystów. Bez wątpienia są nimi natomiast mechanizmy selekcji klasy politycznej i ścieżki partyjnych karier. Obie dominujące obecnie na polskiej scenie politycznej partie: PO i PiS, są partiami wodzowskimi i taki reprezentują typ kultury politycznej. Nie ceni się w nich samodzielności myślenia ani odwagi cywilnej, ale posłuszeństwo przywódcy i dyspozycyjność. Konsekwencją tego stanu rzeczy są partyjne kariery ludzi wiernych liderowi lub nastawionych konformistycznie. Gdyby więc szukać metod naprawy życia publicznego, zacząć by należało od analizy funkcjonowania partii, a nie od nieprzemyślanych i chaotycznych zmian w konstytucji. Być może nadchodzi czas refleksji nad jej całościową zmianą, ale powinno to zostać poprzedzone publiczną debatą na ten temat.