W rozwiązaniu Locke’a uznającego, że wartość życia niepełnosprawnych umysłowo podlega ochronie przez fakt pozostawania pod szczególną opieką Boga, zdaje się tkwić jakaś słuszna intuicja. Niewinność nietknięta mimo upływu lat… Dar niezasłużony czy też okupiony niepojętym dla zdrowych cierpieniem?… Czyż dla nich zmartwychwstanie nie będzie wyzwoleniem i ze śmierci, i z bezradności?
Rozumność umożliwia kontrolę, a kontrola jest jednym z wielu symptomów władzy. Niekoniecznie nad innymi – również nad sobą, nad własnym czasem, nad naturalnymi procesami obserwowanymi w środowisku… Kontroluję – a więc jestem! Historia naszej cywilizacji – być może wcale nie jedynej w otaczającej nas immanencji – naznaczona jest stopniowym zyskiwaniem przez człowieka kontroli nad naturą. Różnorodne metody hodowli roślin i zwierząt – począwszy od tych najbardziej prymitywnych po współczesne próby tworzenia genetycznie modyfikowanych organizmów – to nic innego jak próby „ujarzmiania” natury. Znajomość praw fizyki i zjawisk atmosferycznych połączona z umiejętnością prognozowania pozwala dzisiaj człowiekowi na przewidywanie ruchów górotworu, kierunków przesuwania się tornad, wybuchów wulkanów i zmian klimatu. Znacznie ważniejsza jest jednak dla niego możliwość kontrolowania własnej natury – w tym miejscu pragnienie panowania nad naturą zdaje się osiągać swój kulminacyjny punkt.
Możliwość kontrolowania zachodzących w naturze procesów to nie to samo co panowanie nad naturą. Władzę można mieć bowiem jedynie nad tym, co wytwarzamy, a nie nad tym, co istnieje od nas niezależnie. Niezależnie od nas istnieje na przykład czas. Nauczyliśmy się mierzyć czas – zbudowanie mechanicznego zegara to bez wątpienia wynalazek, który zrewolucjonizował sposób życia średniowiecznej Europy. Poddany czasowi człowiek zaczął również swój czas kontrolować. Nie jest jednak w stanie ani o sekundę go cofnąć i ani o sekundę przyśpieszyć… Kontrolowanie jest bowiem jedynie jednym z symptomów władzy. Pozwala przewidzieć, co będzie jutro, ale jutra nie czyni, chociaż zdaje się czynić nasze życie mniej przypadkowym, a przez to daje nam złudne poczucie panowania nad rzeczywistością. Kiedy komplementujemy kogoś za to, że panuje nad swoim czasem, nie myślimy o tym, że udało mu się opanować proces przemijania, chwalimy go za umiejętność planowania i wykorzystywania danego mu skądinąd czasu.
Umiejętność kontrolowania naturalnych procesów związanych z funkcjonowaniem ludzkiego organizmu jest jednym z wyznaczników rozwoju medycyny. Mówimy, że „opanowaliśmy chorobę” bądź „poskromiliśmy zarazę”. Zdajemy sobie jednak sprawę, że to „panowanie” ma swój kres. Kiedy lekarz bezradnie rozłoży ręce i powie, że nic więcej nie da się już zrobić, będziemy wiedzieli, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, że wobec zaistniałego stanu rzeczy jesteśmy zupełnie bezradni. Z bezradnością natomiast niezmiernie trudno pogodzić się człowiekowi, który zdaje się święcić triumfy w procesie powolnego, acz systematycznego opanowywania natury. Bezradność, która wytycza nam granice poruszania się i sięgania po niezbędne rzeczy, boleśnie nam doskwiera, bezradność, która sprawia, że nie jesteśmy w stanie nawet myśleć o bezradności, zdaje się totalną porażką rozumnego ze swej natury bytu. To zupełnie tak jakby okaleczona, odarta ze swej rozumności natura odbierała nas samym sobie. Już niczego nie kontrolujemy – czyżby nas nie było?