Autorzy recenzji od początku nie byli zbyt chętni, aby na serio zmierzyć się z tym zagadnieniem. „Historyczność Jezusa nie stanowi dziś problemu – zapewniał pospiesznie ks. Grzegorz Ryś. – Nikt poważny jej nie kwestionuje: nie słychać pomysłów, by sprowadzać dzieje Jezusa do poziomu np. mitu astralnego”. (2) Kwestia Jezusa historycznego miałaby zatem ograniczać się do pytania, czy Jeshua z Nazaretu w ogóle chodził kiedyś po Ziemi. Skoro badacze obecnie w zasadzie nie kwestionują jego historycznego istnienia – nie ma powodu do jakichkolwiek obaw.
Wydaje się, że doszło do zupełnego przeoczenia wskazówek odautorskich. Na tylnej stronie okładki polskiego wydania trafiamy na takie oto wyjaśnienie Josepha Ratzingera: „Chciałem podjąć się próby ukazania Jezusa Ewangelii, jako autentycznego Jezusa, jako Jezusa historycznego we właściwym znaczeniu tego określenia”. W „Przedmowie” autor przyznaje się do swego zaniepokojenia stanem współczesnych badań historyczno-krytycznych nad postacią Jezusa: <począwszy od lat pięćdziesiątych, rysa dzieląca „historycznego Jezusa” od „Chrystusa wiary” stawała się coraz głębsza i te dwie rzeczywistości coraz bardziej oddalały się od siebie.> (JzN, s.5) W efekcie powstało <wrażenie, że o Jezusie mamy niewiele pewnych wiadomości i że Jego obraz dopiero później ukształtowała wiara w jego boskość. Tymczasem wrażenie to przeniknęło w znacznym stopniu do świadomości chrześcijan. Sytuacja ta jest dramatyczna dla wiary (…)> (JzN, s.6)
„Co może (…) znaczyć wiara w Jezusa Chrystusa, w Jezusa Syna Boga żywego, jeżeli Człowiek Jezus zupełnie się różnił od tego, którego ukazują ewangeliści i na podstawie Ewangelii głosi Kościół?” (JzN, s.5) – tak w gruncie rzeczy brzmi wyjściowe, prowokacyjne pytanie Josepha Ratzingera w „Jezusie z Nazaretu”. Nie chodzi już chyba tylko o sam katolicyzm i raczej nie przypadkiem Papież, wieloletni prefekt Kongregacji Doktryny Wiary, gotów jest w pewnym momencie powoływać się na prawosławne ikony! W drugiej połowie minionego wieku, gdzieś pomiędzy „Jezusem Żydem” Gezy Vermesa (1973) a „Jezusem pamiętanym” Jamesa Dunna (2003) narodziło się coś, czego nie mogli przewidzieć Ojcowie Kościoła. Tym razem nie wchodzi w grę jeszcze jedna nowa herezja, jakiej można przeciwstawić własną doktrynę. Nie wchodzą w grę także jednostronne dociekania naukowe części wyznań chrześcijańskich – jak było z wcześniejszymi etapami badań historyczno-krytycznych, zdominowanymi przez niemieckich protestantów. Dzisiejsze pytania o postać Jezusa padają jednocześnie z wszystkich stron. Z tym samym uporem pytają: filolog Helmut Koestler, religioznawca Michael White, teolog James Robinson. Z równą dociekliwością prowadzą badania: Żyd Geza Vermes, ewangelik James Dunn, katolik John Meier, agnostyk Bart Ehrman, ateista Joseph Hoffmann. (3)