Agamben w centrum swoich rozważań umieszcza dwie nader istotne kategorie: świadka i muzułamanina. Przewodnikiem zaś po rzeczywistości koncentracyjnej czyni więźnia Oświęcimia i zarazem znakomitego prozaika – Primo Leviego. Wespół z Michelem Foucaultem i Hannah Arendt Levi towarzyszy swojemu rodakowi w podróży, której celem jest nie tyle pogłębienie wiedzy o machinie hitlerowskiego terroru (w jego najróżniejszych postaciach), ale rozpoznanie transformacji zachodzących we wnętrzu ofiary pod wpływem olbrzymiego ciśnienia czynników zewnętrznych (co jest znamienną cechą sytuacji granicznej). Nie bez racji powiada Agamben, iż to właśnie o tym aspekcie doświadczenia totalitarnego wiemy o wiele mniej niż o administracyjnych i politycznych mechanizmach Zagłady. Rozległe rejony owej niewiedzy wynikają między innymi z braku odwagi w zadawaniu pytań. Tabuizujemy je – przekonani, że odpowiedzi nie istnieją. Wypada wszakże dodać, iż w tym wypadku przedmiot wiedzy jest szczególny i wymaga ostrożności oraz delikatności od badacza (autor Stanu wyjątkowego ma tego pełną świadomość).
Agambena zajmuje status świadka, czyli tego, którego rolą jest przekazanie świadectwa. Wyjątkowy charakter bycia świadkiem wiąże się między innymi z tym, że to, co ma on nam do zakomunikowania (a co stanowi zadanie, którego nie może nie podjąć), nie wyczerpuje się w materiale dowodowym mogącym służyć w procesie karnym. Wielu z ocalałych relacjonując własne przeżycia nie czyniło tego z myślą o skazaniu oprawcy (notabene tak liczba jak i surowość orzeczonych wyroków w przypadku nazistowskich katów to sprawa, która do dziś budzi kontrowersje w związku z nieadekwatnością kary do wielkości przewinienia). Świadek ma przede wszystkim opowiedzieć, dopiero wtedy może odczuć coś na kształt satysfakcji, a raczej ulgi, której doznaje każdy po uwolnieniu się od części przygniatającego go ciężaru. Jednak o całkowitym wyzwoleniu nie może być mowy. Napiętnowanym pozostaje się do końca. Do końca też na napiętnowanym spoczywa obowiązek pamiętania.
Agamben w oparciu o starożytną tradycję prawniczą wyróżnia trzy wymiary świadczenia, o których powiada: „Jeśli testis oznacza świadka w tej mierze, w jakiej występuje on w charakterze osoby trzeciej w sporze między dwoma podmiotami, a superstes kogoś, kto przeżył jakieś zdarzenie do samego końca i może zatem opowiedzieć o tym innym, auctor oznacza świadka w tej mierze, w jakiej jego świadectwo zakłada zawsze coś (fakt, rzecz albo słowo) wobec niego uprzednie, a czego realność i wiarygodność należy potwierdzić albo poświadczyć”. To wszakże co oczywiste w perspektywie powinności – przestaje być takie, gdy pytamy o praktyczną możliwość realizacji i wcielenia go w życie. Pojawia się znany paradoks. Ten, który może świadczyć, jest równocześnie tym, który nie jest w stanie w pełni zaświadczyć. Prawdziwy (jeśli wolno tu użyć tej kategorii) obraz tego, co się stało, mógłby przekazać jedynie ktoś, kto przeszedł do końca drogę wiodącą do komory gazowej. Agamben przy tej okazji przytacza opinię Shoshany Felman o Shoah Claude’a Lanzmanna (powtórzoną potem przez Dori Lauba w tekście Zdarzenie bez świadka): „[Zagłada] jest zatem wydarzeniem bez świadków w dwojakim sensie: dlatego, że niepodobna o nim zaświadczyć ani od wewnątrz, bowiem nie sposób dać świadectwo z wnętrza śmierci, nie istnieje głos mogący dać wyraz zamilknięciu głosu, ani od zewnątrz, gdyż osoba postronna, osoba z zewnątrz (outsider) z definicji nie uczestniczy w owym zdarzeniu”.