fbpx
Krzysztof Biedrzycki maj 2009

Z PRL-u w ponowoczesność

Wiemy: 4 czerwca 1989 roku w Polsce skończył się komunizm.

Artykuł z numeru

Piękna dwudziestoletnia. 1989-2009

Co to oznaczało dla polskiego filmu? Przede wszystkim wolność, brak cenzury. Równocześnie jednak pojawienie się wolnego rynku, myślenia ekonomicznego w kinematografii, co musiało skutkować komercjalizacją. Wreszcie otwarcie na świat.

Za tym poszły dalsze konsekwencje. W rozmaitych wymiarach: istotne przewartościowania światopoglądowe i obyczajowe związane z ponowoczesnością, szaleńczy rozwój technologii, globalizacja (jedną z jej konsekwencji jest to, że właściwie od nowa trzeba dookreślić, co to jest film polski – skoro twórcy pracują w różnych miejscach na świecie, kapitał nie ma narodowości, a tematy i zainteresowania krążą ponad granicami; dlatego na nasz użytek przyjmijmy szeroką definicję filmu polskiego jako przynależnego do naszej kultury przez osoby twórców), zmiany estetyki. Kino w Polsce, jak cała kultura, stanęło wobec szans, ale i trudnych wyzwań. Nic już nie było, jak dawniej.

Również wewnętrzna logika rozwoju filmu sprawiła, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat wyraźnie zmienił się jego status. Pozacierały się granice między różnymi formami wypowiedzi audiowizualnej. Skupienie uwagi tylko na pełnometrażowych filmach fabularnych wyświetlanych w kinach oznacza sztuczne zawężenie przestrzeni obserwacji (czemu, niestety, w dużej mierze w poniższych uwagach się poddamy, bo nie sposób na kilkunastu stronach objąć wszystkiego, co ważne). Przecież duża część twórczości filmowej przeznaczona jest dla telewizji, niektóre funkcjonują tylko w formie wideo lub dvd, inne tylko w Internecie. Po jednej stronie rozwija się sztuka masowa, jednoznacznie komercyjna (co nie znaczy, że zawsze wyzbyta ambicji estetycznych), po drugiej sztuka elitarna czy – jak się często mówi – niszowa. Po jednej stronie telenowela, po drugiej instalacje wideo, które znajdują swoją przestrzeń tylko w galeriach. Zaciera się granica między gatunkiem określanym wciąż jeszcze jako „teatr telewizji”, a filmem telewizyjnym. Pojawia się zjawisko kina „niezależnego” czy „offowego” – dokonuje się radykalna „prywatyzacja” wypowiedzi filmowej.

Ucieczka z PRL-u

Wydawało się, że po upadku komunizmu kultura w pierwszej kolejności powinna się z nim rozliczyć. Tego oczekiwała od niej spora część krytyki. Tymczasem rozliczenie okazało się nieśmiałe, połowiczne, niedokończone.

Rozliczenia z PRL-em, a zwłaszcza ze stanem wojennym pojawiły się w kilku filmach okresu przełomu, wszystkie zrealizowane były w 1989 roku przez twórców młodych: Ostatni prom Waldemara Krzystka, Ostatni dzwonek Magdaleny Łazarkiewicz, Chce mi się wyć Jacka Skalskiego, 300 mil do nieba Macieja Dejczera. Wszystkie bardzo gorzkie, a dwa ostatnie (zresztą najciekawsze) wręcz okrutne w diagnozie rzeczywistości schyłkowego komunizmu. Zwieńczeniem tego nurtu był film najdojrzalszy, jeśli chodzi o rozrachunek artysty z systemem, a zarazem najbardziej oryginalny: Ucieczka z kina „Wolność” Wojciecha Marczewskiego (1990). Bohaterem był cenzor, ale problemem była nie tyle cenzura jako opresja, ile stosunek podległego jej artysty tak do systemu, jak do ludzi ten system reprezentujących. Film mądry, o odpowiedzialności za epokę, o konsekwencjach odmowy, o cenie wolności i wiążących się z nią wyzwaniach: zdawało się, że otwierający nowy rozdział w dziejach kina, tymczasem był on zamknięciem wcześniejszych zmagań z PRL-em.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się