Postęp techniczny nieustannie zmienia nasze życie. Ostatnio zaszedł tak daleko, że nagle rozwiązała się pewna zagadka, od dawna już domagająca się rozwiązania. Procedura cyfryzacji (nie będziemy wdawać się w szczegóły) pozwala odświeżać klisze filmowe sprzed lat, co sprawia, że obraz, a także dźwięk staje się wyraźniejszy. Wskutek tego, kiedy niedawno jedna ze stacji telewizyjnych podjęła dobrą decyzję wyemitowania Pociągu Jerzego Kawalerowicza, wystarczyło w odpowiednim momencie ruszyć się z fotela, podejść dwa kroki do przodu i trochę tylko przymrużyć oczy, aby zobaczyć, jaką to książkę czyta w przedziale sleepingu Lucyna Winnicka:
Rudolf Leonhard,
Śmierć Donkiszota.
Książka ukazała się w 1956 roku, w wydawnictwie MON w Warszawie, przełożył Aleksander Wat, nakład 10 tysięcy egzemplarzy. Obwolutę, okładkę i kartę tytułową projektował Ignacy Witz. Ta właśnie obwoluta zwracała przedtem uwagę zgeometryzowanymi plamami, bardzo w duchu drugiej połowy lat 50., kiedy pospiesznie przyswajaliśmy osiągnięcia nowoczesnego malarstwa, i bardzo dobrze pasująca do stylowej czarnej bluzki z dekoltem w łódeczkę i spódnicy w grochy, które nosi bohaterka. Niektórzy, na przykład Tadeusz Sobolewski, jeszcze przed renowacją kliszy trafnie rozpoznawali w tych plamach rytm Guerniki Picassa. Wszystko się zgadza, bo Śmierć Donkiszota to zbiór opowiadań o wojnie domowej w Hiszpanii.
Rudolf Leonhard urodził się w 1889 roku w Lesznie. W 1912 debiutował tomikiem wierszy. W 1914 zgłosił się na ochotnika do wojska, ale czy to wskutek osobistych doświadczeń, czy pod wpływem idei pacyfizmu wkrótce zaczął wypowiadać się przeciwko wojnie, a także za rewolucją i za ekspresjonistyczną odnową literatury. Przystępował kolejno do rozmaitych partii oraz frakcji komunistycznych i dość szybko z nich występował, zawsze jednak poruszał się w orbicie komunizmu. Współpracował z tygodnikiem „Die Weltbühne”, był redaktorem w wydawnictwie Die Schmiede, brał udział w tworzeniu teatru Die Tribüne, pasjonowało go radio i był jednym z pierwszych autorów słuchowisk w Niemczech. W 1925 roku należał do inicjatorów literackiego stowarzyszenia pod nazwą „Gruppe 1925”, którego członkami byli m.in. Alfred Döblin, Bertolt Brecht, Kurt Tucholsky. Trzy lata później wyjechał do Paryża, gdzie nadal pisał dla mediów niemieckich, ale publikował też po francusku. W tym czasie przygotował niewielką rozprawkę pt. Das Wort („Słowo”), z projektem ułożenia słownika według brzmieniowych walorów słów. Rozprawką tą bardzo zainteresował się Walter Benjamin, czego ślady odnaleźć można w jego pismach, a podobno też James Joyce, który zaprosił autora do udziału w pracach nad przekładem Work in Progress (tę ostatnią informację znalazłam w jednym tylko źródle: www.answers.com). Po 1933 r. Leonhard działał w organizacjach wspomagających uchodźców z Niemiec, literaturę emigracyjną i walkę z nazizmem. Gdy wybuchła wojna w Hiszpanii, zaczął pisać opowiadania, które potem złożyły się na Śmierć Donkiszota (pierwsze wydanie: Zürich 1938). Sam do Hiszpanii pojechał dopiero później, na krótko, w delegacji Międzynarodowego Komitetu. Od jesieni 1939 r. osadzony w obozie Le Vernet (departament Ariège), potem w Les Milles, ponownie w Le Vernet, na koniec w więzieniu Castres, skąd uciekł. Po zakończeniu wojny przebywał w Paryżu i starał się znaleźć dla siebie jakieś miejsce przy odbudowie stosunków francusko-niemieckich. W 1950 roku wyjechał – albo wrócił – do Niemiec, do NRD, gdzie, zdaje się, na żadne już miejsce dla siebie nie mógł liczyć. Jako reemigrant z Zachodu nie był specjalnie mile widziany. Miał zresztą jeszcze inna „krechę” w kartotece: syn jego pierwszej żony, noszący jego nazwisko Wolfgang Leonhard, późniejszy sowietolog i ekspert od Europy Wschodniej, w 1949 roku z etykietką titoisty uciekł na Zachód. Rudolf Leonhard umarł w Berlinie Wschodnim w 1953 roku.