fbpx
Tadeusz Bartoś maj 2009

Jezus historyczny – w stronę chrzescijaństwa z ludzką twarzą

 W dyskusji, jaka toczy się wokół najnowszych badań nad historią początków chrześcijaństwa (Znak, kwiecień 2009) głos merytorycznej analizy spotyka się z tendencją apologetyczną. Niepokój polemistów jest jakoś zrozumiały: nie było jeszcze takiego wyzwania, jakie dziś stawiają tradycji chrześcijańskiej badania historyczne zwane „trzecim poszukiwaniem” (third quest).

Artykuł z numeru

Piękna dwudziestoletnia. 1989-2009

Byłoby jednak błędem uchylać się przed stanięciem oko w oko z nową interpretacją początków chrześcijaństwa. Potrzeba otwartości, która unika sprowadzania wszystkiego do własnych kategorii – toleruje odmienność perspektywy. „Nie ma nic trudniejszego, ale też nic bardziej podstawowego i koniecznego niż myślenie wbrew sobie” – pisał Charles Pegues. Jeśli tego zabraknie, celem zabiegów polemicznych stanie się już tylko neutralizacja niepokojących kwestii.

Już wiem co wiem

Głębszej refleksji wymaga najpierw reguła badań historycznych, która zakazuje myślenia o przebiegu wydarzeń z perspektywy ich rezultatu końcowego: wyklucza przypisywanie postaci historycznej idei, które zrodziły się po jej śmierci. To sprawa zasadnicza. Trzeba zdecydować się czy to założenie ma sens i wtedy zaakceptować jego konsekwencje (przy całym ryzyku). Jeśli zaś nie ma sensu, należałoby to jakoś uzasadnić. W tej kwestii nie wszyscy autorzy kwietniowego numeru Znaku zajmują czytelne stanowisko.

Zawieszanie własnych przedzałożeń – chleb powszedni hermeneutycznego rzemiosła – to warunek konieczny rozumienia. Kiedy bowiem już wiemy jak jest, wtedy dalsze badanie staje się iluzją, utwierdzaniem się jedynie we wcześniej powziętym przekonaniu. Powiedzenie „Bóg pisał prosto po krzywych ścieżkach mego życia”, owa konstatacja ex post sensu wcześniejszych wydarzeń, bynajmniej nie jest prezentacją ich pierwotnego znaczenia. Jest nadaniem nowego sensu. Ex post bowiem dopowiada coś, czego wcześniej nie było; nadawanie nowych znaczeń jest oczywiście uprawnione, pod warunkiem jednak, iż wiemy, że interpretujemy.

Dla przykładu: socjologiczna i psychologiczna analiza procesu wtórnego ureligijnienia i ubóstwienia postaci Jezusa w pierwszych pokoleniach chrześcijan (dzieło Gerda Theissena, w Polsce popularyzowane przez Tomasza Polaka) wynika z założenia, że po Jego śmierci wpływ na to, co o Nim mówiono, miały także potrzeby środowiska uczniów: emocjonalne i społeczne, organizacyjne i dyscyplinarne. Stąd tego typu rekonstrukcja historyczna ucieka przed przyjmowaniem za prawdziwą i bezalternatywną interpretację zapisaną w dogmacie chrześcijańskim, który ukształtował się pod koniec pierwszego wieku jako rezultat (!) złożonych procesów religijno-społecznych.

Asystencja Ducha Świętego

Jezus nie tworzył świata, który powstał po Jego śmierci. Tworzyli go inni ludzie, żywi, z krwi i kości, a więc podlegli nie tylko Duchowi Świętemu (w co wierzą chrześcijanie), lecz także uwarunkowaniom kulturowym, socjologicznym i psychologicznym swej epoki. Były tam tarcia, możliwe były różne drogi interpretacji przesłania Jezusa. Prace Theissena dociekają potencjalnych scenariuszy.

Czy jednak takie rekonstrukcje nie naruszają „depozytu wiary”? Otóż niekoniecznie. Choć domagają się jakiejś reinterpretacji. Jedno jest pewne, ogólna przesłanka, że całość historii Kościoła była dziełem Ducha – jako założenie dogmatyczne – nie może być przesłanką dla badania historycznego. Tego typu założenie pojawia się w tekście ks. Witczyka, kiedy stwierdza on, że popaschalna ewolucja świadomości uczniów Jezusa była pogłębianiem rozumienia prawdy o Jezusie (już wcześniej obecnej), a nie nadawaniem nowego sensu (s. 57). Twierdzenie to jest w istocie wyznaniem wiary w bezpośrednie zaangażowanie Bóstwa w wydarzenie Jezusa. Nie sposób go skutecznie dowodzić, bo jest z innego porządku. To decyzja konfesyjna, stwierdzenie w rodzaju: „Pan Bóg pisał prosto po krzywych liniach mego życia”. Jednak z punktu widzenia logiki badania historycznego jest ona nadaniem nowego sensu, interpretacją przenoszącą późniejszy stan świadomości na wcześniejsze wydarzenia. A tego badanie historyczne zakazuje.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się