To dosyć trywialne pytanie, ale jak zaczęła się Pani Profesor przygoda z Polską?
Zaczęła się bardzo zwyczajnie – studiowałam historię Europy Wschodniej na Uniwersytecie Meiji w Tokio, z czasem zaczęłam się specjalizować w historii Polski, zwłaszcza w okresie jej rozbiorów. W 1983 roku otrzymałam od polskiego rządu stypendium, dzięki któremu mogłam rozpocząć studia na Uniwersytecie Warszawskim i poznać kraj, o którym do tej pory tylko czytałam i słyszałam.
Zatem spakowała Pani walizki i ruszyła w nieznane…
Dziś lot na trasie Tokio–Warszawa trwa kilkanaście godzin. W latach 80. dotarcie do Polski dla zwykłej studentki z Japonii było prawdziwą, wielką wyprawą. Podróż do Warszawy zajęła mi dziesieć dni. Najpierw z Yokohamy (gdzie wówczas mieszkałam) płynęłam statkiem do Nachodki. Z Nachodki pojechałam koleją transsyberyjską do Chabarowska, a stamtąd czekała mnie jeszcze przeprawa samolotem do Moskwy oraz podróż pociągiem do Warszawy z przesiadką w Leningradzie. W tamtych czasach to była najtańsza z możliwych podróży.
Jak przywitała Panią Profesor nasza stolica? Czy, jak się często mówi, polska „szara rzeczywistość” tego okresu była naprawdę szara?
Z tego, co pamiętam, do Warszawy przyjechałam nocą. Było zimno, a ja nikogo nie znałam i nikt mnie na dworcu nie oczekiwał. Byłam przerażona, fizycznie wykończona, a jednocześnie szczęśliwa, że wreszcie dotarłam do celu swojej podróży. Lekarstwem na moje zagubienie okazała się przypadkiem zawarta na statku z Yokohamy znajomość z Polakiem, który zostawił mi swój numer telefonu. Zadzwoniłam do niego po przyjeździe i to on pomógł mi w pierwszych chwilach mojego pobytu w Warszawie.
Jednym słowem, szok kulturowy był nie do uniknięcia.
Różnica między Japonią tego okresu a Polską była ogromna. Ale mówiąc szczerze, z początku najbardziej doskwierała mi tęsknota za rodziną, a nie pustki w sklepach. Oczywiście, ja też musiałam stać w kolejkach, też miałam kartki na jedzenie (kartki te mam zresztą do dziś, zachowane na pamiątkę). Jednak mimo tych trudnych czasów poznałam wielu życzliwych Polaków, na których pomoc zawsze mogłam liczyć. Z niektórymi do dziś utrzymuję kontakt. Pewnie wyda się to Pani dziwne, ale Warszawa była dla mnie bardziej europejska niż Moskwa czy Sankt Petersburg.
Zastanawiam się, co o Polsce w tamtych czasach wiedział przeciętny Japończyk…
W Japonii zainteresowanie Polską wzrosło szczególnie w drugiej połowie lat 70., przede wszystkim w środowisku dziennikarzy, studentów i pracowników umysłowych, tak zwanych nowych lewicowców. Złożyło się na to kilka czynników. Wydarzenia w Czechosłowacji uświadomiły wielu z nas, że rzeczywistość w bloku wschodnim wcale nie jest tak kolorowa. Poza tym w 1971 roku podpisano porozumienie o polsko-japońskiej współpracy naukowo-technicznej, które ponownie zawarto w 1978 roku. Od tego czasu wiadomości z Polski i o Polsce pojawiały się coraz częściej w japońskiej telewizji. Wiadomość o wyborze Karola Wojtyły na papieża, a także relacje z jego pierwszej wizyty w Polsce były głośno komentowane w japońskich mediach. W maju 1980 roku z oficjalną wizytą do Japonii udała się delegacja Solidarności z Lechem Wałęsą na czele. Od kiedy w Stoczni Gdańskiej rozpoczął się strajk i zorganizowano Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, relacje z Polski pojawiały się w telewizji i gazetach niemal codziennie. Można powiedzieć, że taki medialny boom na Polskę pojawił się na początku lat 80. i trwał aż do ich końca, bo najwięcej artykułów, reportaży i tłumaczeń dotyczących Solidarności i sytuacji polityczno-gospodarczej Polski powstało właśnie w tym okresie.