fbpx
Grzegorz Szymanik czerwiec 2009

Pielgrzym w oknie

Ziemię spod Lublina wsypała do mydelniczki. W drogę powrotną zabrała jeszcze: książki w błyszczącej walizie i klawiaturę.

Artykuł z numeru

Śmierć i medycyna

– Czasu nie było. Teraz jest, ale ja już stara – mówi Halinka. I pociąg rusza. Mija wioski, las i brzozy. Brzozy, las, brzozy. Wszystko miga, zlewa się w jedną bielutką ścianę bez końca. Pociąg mknie przez Syberię. Szybko jak życie Halinki.

Kilka rzeczy wie na pewno.

Miasto to Golub-Dobrzyń.

Nazwisko to Gizińscy.

Liczba to 1680.

Tysiąc sześćset osiemdziesiąt, bo tyle osób nosi w Polsce to nazwisko. Której z nich szuka? Pamięta portret dziadka (może pradziadka), który wisiał w pokoju babci. W eleganckim, galowym mundurze stał dziadek z wąsem, wstęgą przepasany. Mówili, że miał dwa metry wzrostu. Jakie to wojsko – nie pamięta. Wysłała do Petersburga pytanie: „czy dziadek mógł być w carskiej gwardii?”.  „Nie mógł” – odpowiedział Petersburg. Napisała też do pewnego profesora, który nosi takie samo nazwisko. Może coś wie, zna rodzinę? Profesor zaprzeczył: nie, na pewno nie, to nie rodzina, nie zna… Halinka myśli: „Może on bojał się?” A wiadomo, kto pytał? Z Syberii… jeszcze może czego chcieli:  pieniędzy, albo, nie daj Boże, sprowadzić się? Lecz ona nigdy o nic nie prosiła. I prosić nie będzie.

Żeleznogorsk

Całe życie spędziła w Żeleznogorsku, choć on nie istniał. Owszem, były domy, ulice, ludzie. Ale nikt, prawie nikt, o tym nie wiedział, a ci, którzy wiedzieli nie mówili „Żeleznogorsk” tylko „Dziewiątka”, „Krasnojarsk–26”, albo po prostu –  „Atomgrad”.

W „Atomgradzie” produkowano pluton. W przemysłowym kompleksie dwadzieścia metrów pod ziemią, w tunelach maszerowali robotnicy-mrówki. Pluton produkowano fabrycznie, jak czekoladę albo konserwy. Energia wytwarzana przy jego produkcji ogrzewała całe miasto. Domy, ulice, ludzi. Ciepło było w mieście, którego nie było.

I dopiero niedawno, po rozpadzie Imperium, kiedy kupiło się nową mapę, dziwów było co niemiara. Żeleznogorsk? Obok Krasnojarska? Skąd to tutaj? Takie same, nowe punkty pojawiły się w innych miejscach na mapie Rosji. Wszystkie nazywają się „Żeleznogorsk”. Jest Żeleznogorsk obok Irkucka, w obwodzie kurskim, a nawet pod kołem podbiegunowym. Wszędzie tam, gdzie kiedyś produkowano coś ważnego jest teraz Żeleznogorsk. Ten pani Halinki wciąż nie jest otwarty dla wszystkich. „Ale przynajmniej na mapie można pokazać, list wysłać”.

A pociąg już mija rzekę, wtacza się na zakręt. Teraz popędzi po półkolu, aż człowiekowi zacznie się wydawać, że jedzie w kółko – i że nigdy nie przestanie.

– Chciałabym wiedzieć – wzdycha Halinka – kak to wsio, kak naprawdę było. 

Drzewo 

„I czemu ze mną jest jak z drzewem? Kiedy przesadza się młode drzewko, trzeba znaleźć wszystkie korzenie, z ziemi je wykopać. Bo inaczej drzewo nigdy się nie przyjmie. A jeśli już – to nie takie bujne, nie takie wielkie.

Dziadków zesłali w 1914 roku. Byli biednymi szlachcicami spod Gołubia. Dziadek to był wykształcony człowiek. Cała ulica przychodziła do niego pisać i czytać listy z frontu.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się