fbpx
Dominik Rogóż lipiec-sierpień 2009

Interpretacje interpretacji

Spór o interpretację interpretacji, który od kilkudziesięciu lat zaprząta uwagę najtęższych umysłów współczesnej humanistyki, wciąż nie przestaje rozpalać gorących debat, namiętnych polemik i odkrywczych konferencji. Jakie są możliwości i granice interpretacji? Na czym polega proces czytania i rozumienia tekstów? Kto podczas lektury odgrywa rolę uprzywilejowaną: autor, czytelnik czy tekst? Co sprawia, że niektóre interpretacje uznajemy za trafne, inne zaś odrzucamy jako nieuprawnione?

Artykuł z numeru

Świat w roku 2025. Prognozy, nadzieje, obawy

Oto zaledwie garść dylematów, które w 1990 roku stały się przedmiotem jednej z najsłynniejszych konferencji w dziejach dwudziestowiecznych teorii literatury. Mowa, rzecz jasna, o prestiżowych Wykładach Tannerowskich, które przed osiemnastu laty wygłosił w Cambridge Umberto Eco – postać nietuzinkowa, doskonale znana, której przedstawiać nie trzeba. Zapis wykładów, a także gorące polemiki trzech największych antagonistów Umberta Eco – Richarda Rorty’ego, Jonathana Cullera i Christine Brooke-Rose – zostały zebrane przez Stefana Colliniego pod jedną okładką opatrzoną tytułem Interpretation and overinterpretation. Dzięki Tomaszowi Bieroniowi, który dokonał przekładu, a także dzięki wydawnictwu Znak, które wznowiło dawno już wyczerpany nakład tej cennej książki, możemy po raz kolejny wsłuchać się w błyskotliwe analizy i intelektualne świadectwa składane przez czołowych przedstawicieli współczesnej humanistyki. 

Intentio operis – kość niezgody

Opowieść na temat teorii interpretacji Umberto Eco inauguruje wyznaniem, które zdradza pewien niepokój i zakłopotanie, a zarazem – o czym świadczą kolejne akapity wykładu – określa kierunek i strategię dalszej argumentacji. „Odnoszę wrażenie – powiada Eco – że w ostatnich dziesięcioleciach kładzie się nadmierny nacisk na prawa interpretatorów”[1]. Uważny czytelnik, który linijka po linijce śledzi tekst, a także posiada podstawową wiedzę z zakresu teorii literatury, z łatwością odgadnie pozycję, na której Eco będzie próbował się okopać. Poprzez erudycyjne analizy historii różnych strategii czytania tekstu, intencja wybitnego semiologa będzie zmierzać w stronę ograniczenia „radykalnie czytelniczych teorii interpretacji”. Lektura tekstu – o czym przekonany jest Eco – nie jest czynnością, która byłaby wolna od wszelkich ograniczeń, która zwalniałaby czytelnika z przestrzegania granic wytyczonych przez autora i tekst, która tym samym byłaby siłą napędzającą „nieprzerwany korowód interpretacji”[2]. Błyskotliwa, choć zarazem mocno kontrowersyjna parafraza słów św. Augustyna – lege et quo vis fac! – z pewnością nie zyskałaby uznania w oczach Umberta Eco, który kamieniem węgielnym swojej teorii interpretacji uczynił tezę: „Istnieje intencja tekstu”[3]. Innymi słowy, znaczenie tekstu – zgodnie z jego wykładnią – nie stanowi wyłącznie funkcji świadomości czytelnika, ale okazuje się wypadkową trzech wzajemnie na siebie oddziałujących źródeł znaczenia: intencji tekstu (intentio operis), intencji czytelnika (intentio lectoris) i intencji autora (intentio auctoris). Interpretacja ma zatem jasno określone granice, które czytelnik – jeśli tylko żywi aspiracje trafnego odczytania tekstu – winien uszanować. Rozwiązanie, które proponuje Eco, polega na równoczesnym uznaniu trzech wyżej wspomnianych rodzajów intencji, które dotychczas na ogół rozdzielano, uważając, że tylko jeden z nich może odgrywać rolę rozstrzygającą o poprawności interpretacji. Któż z nas nie pamięta z lekcji języka polskiego sakramentalnego pytania: „Co autor miał na myśli?”. Dla Umberta Eco postawienie kwestii znaczenia tekstu w ten sposób okazuje się niewystarczające, ponieważ nie tylko autor, lecz także tekst i czytelnik stanowią jednakowo ważne i uzupełniające się przesłanki sensu. W praktyce oznacza to, że podczas czytania powinniśmy w równej mierze zwracać uwagę na zamysł autora, strukturę dzieła i to wszystko, co jako czytelnicy możemy „wnieść” do dzieła dzięki własnej kompetencji. Argumentacja rozwijana przez autora Imienia róży jest dodatkowo wzmocniona tym, że – jako pisarz i teoretyk literatury w jednej osobie – ma on uprzywilejowaną perspektywę, która pozwala mu konfrontować konstruowane przez siebie teorie z konkretnymi przypadkami mniej lub bardziej trafnych interpretacji swoich powieści. Dzięki tej wyjątkowej pozycji lektura jego wykładów staje się w pewnym momencie wprost ekscytująca: „Proszę – zwraca się do słuchaczy Eco – żeby nie mówili państwo nikomu o tym, co się dziś stanie: prowadzimy nieodpowiedzialną zabawę, jak fizycy atomowi, którzy sprawdzają niebezpieczne scenariusze i okryte tajemnicą gry wojenne. Zamierzam więc dzisiaj, jako królik doświadczalny i naukowiec w jednej osobie, zrelacjonować państwu moje reakcje na niektóre interpretacje dwóch napisanych przeze mnie powieści”[4].

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się