Na czym polega sens naukowego zajmowania się przyszłością? Kiedyś parali się tym filozofowie, dziś jest to domena przedstawicieli wielu dziedzin nauki. Kiedy jednak myślimy o naukowcach, nie kojarzymy ich raczej z ludźmi, którzy wykraczają poza poznawanie rzeczywistości takiej, jaka jest w danej chwili, i próbują… no właśnie: przewidzieć przyszłość?
Każdy z nas ma potrzebę i prawo, aby myśleć o przyszłości, interesować się nią w kontekście swojej rodziny, firmy, kraju, a ostatnio coraz częściej całego globu. Ale tę potrzebę i prawo ogranicza fakt, iż myślenie o przyszłości jest trudne, bo zmusza do podejmowania decyzji, do których nie jesteśmy przygotowani. Na przykład nie potrafimy sobie wyznaczyć odpowiedniego horyzontu czasowego ani zakresu takich rozważań. W czasach społeczeństw przemysłowych za metaforę życia społecznego mogła służyć skomplikowana maszyna, która, choć dopuszczała pewne, niekiedy nawet gruntowne innowacje, to jednak generalnie funkcjonowała w sposób przewidywalny. Jednak ostatnio panuje coraz silniejsze przekonanie, że ludzkość traci kontrolę nad swoim losem. Wokół nas jest coraz więcej pozornego lub rzeczywistego chaosu, wynikającego z problemów w skali całego świata: globalizacji, przeludnienia, rozprzestrzeniania się chorób, szybkości wdrażania do życia codziennego przełomowych nowości technologicznych. To wszystko powoduje, że prawie wszyscy czujemy się wobec przyszłości bezradni.
Powstaje więc pytanie, co możemy zrobić, aby stworzyć sobie możliwość uporządkowanego myślenia o przyszłości. Uważam, że jedyna droga polega na odwołaniu się do metodologii naukowej. Trzeba skończyć z „przewidywaniem” i „zgadywaniem”. Nie cenię sobie opinii formułowanych w taki sposób. Takie „przewidywanie”, co będzie za pięć czy dziesięć lat, bywa efektowne, ale nigdy się nie sprawdza. Dysponujemy tysiącami przykładów zupełnie chaotycznych opinii tego typu, czasem wygłaszanych przez osoby cieszące się autorytetem. Myśleć o przyszłości powinno się inaczej: konstruując jej różnorodne wizje, czyli scenariusze rozwoju. Chodzi o to, żeby przewidywać różne możliwe sytuacje na podstawie analizy przebiegu ich powstawania. Innymi słowy, nie spekulujemy, jak za dziesięć, dwadzieścia, czy nawet czterdzieści lat będzie wyglądał świat. Zamiast tego mówimy: jeśli dzisiaj będziemy w pewien sposób kształcić młodzież i promować określone wartości w społeczeństwie, zaś w parlamencie przyjmować takie, a nie inne ustawy, jeśli jutro zrobimy to czy owo, jeśli pojutrze… to wówczas, na przykład za 10 lat stworzymy szansę na realizację pewnego konkretnego scenariusza rozpatrywanych zjawisk. Jeżeli podejmować będziemy po drodze inne decyzje, zwiększymy prawdopodobieństwo zaistnienia innego, możliwego do przewidzenia scenariusza. Jeśli nic nie zrobimy, spełni się jeszcze inny scenariusz rozwoju. Według mnie racjonalne mówienie o przyszłości właśnie tak powinno wyglądać – najpierw analiza możliwych przyczyn zmian, a potem ich konsekwencje.