Ulubiona książka Adolfa Hitlera, powoływał się też na nią Andrzej Lepper. „Tłumy są zawsze tą siłą, która rozsypuje zmurszałą budowlę cywilizacji. Wtedy spełniają swą rolę, a siła polegająca na ilości jest wówczas ideą przewodnią historii” – pisał Le Bonn w dobie rewolucji i przewrotów, które miały przynieść naprawę świata, a doprowadziły do jego destrukcji. Ale jeśli jesteśmy w stanie coś powiedzieć o rozemocjonowanym tłumie i wdzierających się na jego czoło szczurołapach wyposażonych w czarodziejski flet fałszywych idei, to niewiele wiemy o roli emocji jako budulca struktur, kultur, cywilizacji i ich wierzeń. A przecież są one różne w różnych częściach świata i rozmaicie się wyrażają. Różny jest też stosunek odmiennych kultur do ich objawiania. „Kamienna maska”, to nie tylko żargonowa nazwa modnej ostatnio – choć raczej nieprzyzwoitej – zabawy młodzieżowej, ale synonim pożądanego modelu zachowania zarówno brytyjskiego dżentelmena, jak amerykańskiego gangstera czy japońskiego samuraja. Powinien on nawet w najtrudniejszych sytuacjach zachować „panowanie nad sobą”, czyli pozbawioną emocji „pokerową twarz”, lecz ciało i umysł gotowe do działania. Nie całkiem to jednak prawda, bo zwłaszcza dalekowschodni niezłomny samuraj w chwilę później eksploduje emocjami, co dobrze mieści się w kanonie jego kultury. Podobnie, nawet najbardziej nienagannemu dżentelmenowi – o gangsterach i pokerzystach nie wspominając – zdarza się „wyjść z siebie”. Widziałem miejsca w świecie, gdzie ludzie uważają emocje za normalny sposób porozumiewania między nimi, choć częściej wypada je ukrywać. Przecież zarówno spontaniczność, jak i rygor mogą być budulcami ładu społecznego. Czy coś z tego wynika, jak sobie ludzie z tym radzą?
Geopolityka emocji
Niedawno ukazała się (jeszcze nie po polsku) książka usiłująca zaatakować ten problem, napisana przez Dominique Moisi pod tytułem jak powyżej. Autor stara się udowodnić, że za pomocą emocji można wiarygodnie odcyfrować rzeczywistość i opisać zachowanie narodów. Więcej, uważa że one najlepiej tłumaczą postać zglobalizowanego świata naszego wieku. Jeśli poprzednie stulecie było wiekiem ideologii, to francuski politolog twierdzi, że po zakończeniu zimnej wojny ustąpiły one miejsca emocjom. Zmarły przed rokiem jego znakomity kolega z Bostonu Samuel P. Huntington w swojej książce o zderzeniu cywilizacji uznał, że to wielkie religie i związane z nimi kultury nieuchronnie dążące do konfliktu, najlepiej opisują tę groźną rzeczywistość. Moisi jest z nim zgodny tylko w tym, że skończył się wiek Ameryki, nadchodzi wiek Azji, zderzenia są nieuchronne, ale najistotniejsze dla zrozumienia i opisania świata będą emocje i tożsamość zamieszkujących go ludzi różnych państw, ras i sfer cywilizacyjnych; sama kultura wraz z religią, jeszcze nie decydują o wszystkim. Dotychczas rozważania geopolityczne dotyczyły liczby ludności, przyrostu naturalnego, kopalin i gospodarki; stąd wynikały wpływy, interesy i aspiracje. Moisi uważa takie myślenie za przestarzałe. Chce stworzyć geopolityczną mapę świata, która będzie wyrazem dominujących w różnych jego częściach emocji, no i – oczywiście – musi zadecydować jak te emocje zbadać? To trudne zadanie rozwiązuje francuski politolog dość bezceremonialnie, ale – trzeba przyznać – frapująco. Uważa, że badać należy postawę ludzi wobec otaczającego świata, a wyznaczają ją trzy dominujące jego zdaniem emocje: strach, upokorzenie i nadzieja. Bada tę postawę analizując wypowiedzi liderów, wyniki sondaży opinii, stopień pesymizmu lub optymizmu w odniesieniu do teraźniejszości i przyszłości, jak też wytwory kultury: książki, filmy, publicystykę, nawet architekturę.