Puszcza była poza prawem i poza społeczeństwem.
Jednak schronienie, jakie dawała, nie było bezwarunkowe.
W puszczy nie dało się pozostać człowiekiem –
Można było tylko wznieść się ponad człowieczeństwo
Lub ostatecznie pogrążyć.
Robert Harrison
Władysław Pawełek okres międzywojenny spędził początkowo w Żywcu, następnie zaś w Milówce, gdzie jego ojciec, zawodowy policjant, tworzył posterunki.
To właśnie w Milówce pierwszy raz zetknął się z zagadnieniem stosunków polsko-żydowskich, kiedy jako zastępowy organizował harcerzom wycieczki górskie.
– Pewnego razu – wspomina – w czasie jednej z wycieczek zapragnęliśmy wody. Akurat wyrosła przed nami góralska chata, zaszliśmy więc do środka: a tam izba wylepiona gliną, na jej środku duża misa pełna gotowanych ziemniaków, z której pięcioro dzieci w koszulinach jadło je łyżkami – nic więcej, tylko te ziemniaki. Ich ojciec tłumaczył nam, że bieda. Będę pamiętał tę scenę do końca życia.
Region żywiecki był wówczas opanowany przez endecję. Poglądy antysemickie szerzyły się przede wszystkim za pośrednictwem bractw hallerczykowskich. Z racji ciężkiej sytuacji miejscowej ludności znajdowały podatny grunt: głoszono, że jedną z przyczyn biedy są Żydzi. Posiadali oni własną gminę religijną, bożnicę i cmentarz, byli właścicielami większości drobnych przedsiębiorstw. Autorytet hallerczyków wzmacniał dodatkowo fakt, iż poszczególne oddziały związku w regionie zwykł był wizytować sam generał Haller. Przyjechał także do Milówki. Zjazdowi bractw hallerczykowskich towarzyszyła aura zarówno niezwykłości, jak i awanturnictwa. Kiedy bracia, ubrani w błękitne płaszcze symbolizujące związek z Armią Hallera, schodzili tłumnie z gór, wzniecali przy tym kłęby kurzu, które unosząc się nad ziemią, tworzyły wokół nich szarobłękitną poświatę. Spotkanie z Hallerem odbyło się na pastwiskach Milówki. Generał siedział przy stoliczku, liczna młodzież hallerczykowska wznosiła okrzyki „precz z policją!”. Do Hallera pielgrzymował okoliczny lud, ze łzami w oczach błagając go o ulżenie w ciężkiej doli. Pan Władysław oglądał to widowisko, gdyż jako policjant zabezpieczał je jego ojciec.
Gorycz przepełniająca podjudzanych przez hallerczyków mieszkańców Milówki wylała się pewnej nocy 1934 roku. „Nagle w nocy słyszę krzyk i wzburzony ojciec wbiega do domu, wołając na cały głos, że jest atak i pogrom Żydów – mówi pan Władysław. – Okoliczne chłopstwo w całej swej masie ruszyło na Żydów, rozpoczęło się niszczenie żydowskich sklepów. Jeden z Żydów bronił się, zastrzelił kogoś”. Policja, wraz z ojcem pana Władysława, chroniła Żydów, dokonując rozprawy z rebeliantami.