Pierwszy raz spotkałem Leszka Kołakowskiego w All Souls College w Oxfordzie . Były to w późnych latach 50.; znalazłem się tam jako członek-stypendysta (Examination Fellow), on zaś dzięki „odwilży” roku 1956 mógł podróżować na Zachód, po raz pierwszy po odtajaniu lodów stalinizmu. Uznawano go wtedy za jednego z czołowych teoretyków odnowionego, humanistycznego marksizmu, z którym wielu ludzi wiązało nadzieję na wewnętrzną rewolucję w społeczeństwach komunistycznych; miała ona przynieść więcej wolności, a nawet więcej demokracji. Muszę przyznać, że właśnie z tego powodu Leszek był dosłownie rozrywany przez lwią część lewicowych środowisk na Zachodzie.
Ale nadzieje się nie spełniły. Ideał bardziej humanistycznego socjalizmu został zmiażdżony w roku 1956, a potem w 1968; sam Leszek intelektualnie ewoluował, stając się surowym krytykiem marksizmu i pisząc jedną z najważniejszych książek o jego rozwoju, wewnętrznych podziałach i – jak to ujmował – poważnych niedostatkach.
Kiedy spoglądamy na ewolucję jego poglądów, uderza nas niezwykła intelektualna integralność Kołakowskiego. Ani groźby ze strony komunistycznego aparatu, ani perspektywy poklasku ze strony zachodniej lewicy nie potrafiły nawet o centymetr odchylić go od obranego kursu. Jako młodzieniec zaangażował się w prawdziwie katastrofalny projekt polityczny, który początkowo wspierał, a potem czuł się zobowiązany – wobec siebie, swego kraju i swego świata – zrozumieć, jak i dlaczego okazał się on tak fatalny w skutkach. Nic nie mogło sprowadzić go z tej drogi.
Ale wyróżniał go jeszcze inny przymiot, który nie zawsze towarzyszy niezachwianej integralności, czyli humor, jego cudowne ironiczne poczucie humoru; ironia, która często była autoironią. Przypomina mi się jego powiedzenie: „To prawda, że byłem niemal wszechwiedny (jednak niezupełnie), gdy miałem lat dwadzieścia, ale – jak ci wiadomo – z wiekiem ludzie głupieją, tak więc mając lat dwadzieścia osiem, byłem już mniej wszechwiedzący i proces ten postępuje po dziś dzień” .
To właśnie te przymioty wraz z jeszcze innym, o którym wspomnę niebawem, składały się na niebywały autorytet moralny, którym Leszek cieszył się w Polsce. Nie jest wcale regułą, że ludzie tworzący otwartą opozycję wobec rządów komunistycznych pozostawali ważnymi postaciami dla wyzwolonych społeczeństw, które wyłaniały po ich upadku. Pomyślmy o Sołżenicynie, a nawet w jakimś stopniu o Havlu w dzisiejszej Republice Czeskiej. Lecz szacunek, a nawet niemal cześć dla Leszka Kołakowskiego, pozostały w Polsce niezmącone. Wciąż przyciągał ludzi, aż do momentu śmierci, która przyszła przed kilkoma miesiącami.
Wynikało to w znacznym stopniu z jego odwagi i integralności, które pokazał w najtrudniejszym czasie. Ale wiązało się także z jego głęboką znajomością i zrozumieniem polskiej myśli oraz europejskiej macierzy, w łonie której się rozwinęła i którą przekształcała, zawsze na swój niepowtarzalny sposób.