Przezwyciężenie metafizyki – to droga. Taka, która potrafi uwieść myślenie i która nie jest niczym innym niż jego wytrwałą i ekstatycznie natężoną pracą. Droga ta odwodzi od tego, co „oczywiste”, „naturalne” i jako takie „dobrze znane”. Wyprowadza bowiem ze zdroworozsądkowego i potocznego oglądu świata; ze zwykłego ludzkiego postrzegania rzeczy, spraw i problemów; z normalnej orientacji w świecie. Na drodze tej ów zastany światoobraz, wszystkie te, jak się wydaje, solidne i budujące podstawę naszego losu „oczywistości” dosłownie eksplodują. Zostają rozsadzone dynamitem, którym jest siła filozoficznego zapytywania.
Jest to siła myślenia, które próbuje sprawdzić gruntowność tego wszystkiego, co ukazało się zawczasu ludzkiemu „oku” jako pewne i solidne. Jest to zatem próba sięgnięcia w głąb, dotarcia do prawdziwego fundamentu, do podstawy wszystkich naszych przekonań, wierzeń i sądów. Praca tego myślenia, choć kwestionuje i powątpiewa, jest więc zupełnie „niewinna”. Jest to kwestionowanie „bezinteresowne”, to znaczy pozbawione jakiejkolwiek ukrytej intencji niszczenia. Jego dążenie wynika z braku, z dojmującej nieobecności gruntu, z niedostateczności, a nawet pozorności dotychczasowego ugruntowania – jego drogą jest wytrwałe zapytanie, którego upragnionym celem jest przedarcie się do, jak dotąd, ukrytej prawdy.
Wielu ludziom jednak – w „naturalnym” odruchu pragnącym ocalić przynajmniej część owych odziedziczonych pewników jako istotnych „wartości”, jako rzeczy dosłownie „wartych” utrzymania – dopatruje się w przezwyciężeniu metafizyki „barbarzyństwa” i „nihilizmu”. Wyczuwają oni bowiem w owym zapytywaniu (którego celem jest gruntowanie) coś najskrajniej groźnego dla swych „wartości”. Heidegger:
Ponieważ wystąpiliśmy tutaj przeciw „wartościom”, z przerażeniem mówi się o filozofii, która rzekomo ma odwagę pogardzać najwyższymi dobrami ludzkości. Cóż bowiem jest bardziej „logiczne” niż to, że myślenie, które zaprzecza wartościom, z konieczności głosi, iż wszystko jest bezwartościowe?[1]
Kwestionowanie i problematyzowanie, wpisane w projekt przezwyciężenia metafizyki, jest właśnie ze względu na swą „niewinność” czymś bezlitosnym, czymś wprost brutalnym. Zaiste, niemożliwe jest ono bez swej destrukcyjnej brutalności – bez zdolności do objęcia wątpieniem i podejrzeniem (aż po gotowość przekreślenia i odrzucenia) „świętości”, bez których ludzki świat powszechnie uznawany jest za niemożliwy, za „nieludzki” po prostu. Jak inaczej zrobić krok ku niewiadomemu gruntowi świata, jeśli nie poprzez drążenie pustki i zasiewanie niepewności we własnej duszy? Jak inaczej wejść na drogę „poszukiwania sensu”, jeśli nie poprzez ekspozycję jego radykalnej nieobecności (ukrywającej się często pod pozorem jego dostępności) w codziennym świecie?