(…). Dialog, który Państwo prowadzicie – choć nie zrodził się na gruncie eklezjalnym – doskonale współbrzmi z tym, czego Kościół pragnie, do czego dąży, a nawet więcej: czym pragnie b y ć w swej najgłębszej tożsamości. Jak stwierdził II Sobór Watykański, „Kościół jest w Chrystusie jakby sakramentem to znaczy znakiem i instrumentem (…) jedności całego rodzaju ludzkiego”. Stąd też zapewne – jak wiem – w spotkania Państwa Grupy włączają się również eksperci duchowni i teologowie świeccy, zarówno katoliccy, jak i prawosławni. Z radością przyjąłem wiadomość o kwietniowym spotkaniu zorganizowanym przez Was w Moskwie, a zogniskowanym wokół nauki społecznej obu naszych Kościołów, zwłaszcza w odniesieniu do zjawisk globalizacji. Z całą pewnością wszelkie inicjatywy tego typu zasługują na poparcie i kontynuację.
Kraków dla tego typu spotkań stanowi miejsce nie tylko odpowiednie, ale i inspirujące. By się o tym przekonać, wystarczy się wybrać do krakowskiej katedry na Wawelu, w szczególności zaś do jednej z jej zachodnich kaplic, pod wezwaniem Świętego Krzyża. Kaplicę tę zdobią między innymi dwa przepiękne łacińskie ołtarze (prawdziwe arcydzieła gotyku), ale ściany zostały ozdobione more graeco przez prawosławnych mnichów, sprowadzonych przez króla Kazimierza Jagiellończyka z Pskowa u progu lat 70. XV wieku. Bizantyjski program ikonograficzny, w harmonijnej syntezie z gotycką architekturą i rzeźbą kaplicy, musiał się w owym czasie (w okresie zerwanej jedności instytucjonalnej między Kościołami) przedstawiać jego inicjatorom i wykonawcom jako program wielkiej odwagi. Wymagał współpracy podzielonych przecież konfesyjnie braci; kazał im szukać tego, co fundamentalne i wspólne; zmuszał, by odnajdywali w sobie i w swoim przeżyciu wiary jedność, jakiej zabrakło na poziomie struktur i instytucji. Wspólna myśl, wspólne dzieło – wykonane w tym samym miejscu, z pełnym szacunkiem dla wrażliwości i duchowego bogactwa tych „drugich” – nie czekały na instytucjonalne rozwiązania; przeciwnie, wyprzedzały je, a nawet osądzały w obliczu fiaska ich inicjatyw (jak na przykład zerwana Unia Florencka). To była rzeczywiście „trudna sprawa” –kto wie, czy nie jeszcze ambitniejsza niż plany, które my dziś sobie wyznaczamy. My dziś próbujemy budować na nowo relacje polsko-rosyjskie na wspólnej refleksji: oczyszczaniu historycznej pamięci, przekraczaniu skamieniałych stereotypów, szukaniu prawdy i zbudowanego na niej przebaczenia. Znaleźliśmy nawet ku temu – jak widać – instytucjonalne formy. To dobrze. Ale tamtych naszych poprzedników – sprzed z górą pięciuset lat – nie zadowalała refleksja. Zdobywali się na wspólne c z y ny, i to nie mając dla nich jeszcze wyrazu instytucjonalnego. Dialog i pojednanie to „trudna sprawa” – ale prawdziwy stopień tej „trudności” odkrywamy dopiero wtedy, gdy „pokój” przedstawia się nam nie jako jedynie „brak wojny”, ustalenie stanowisk i podanie ręki, lecz jako współdziałanie i całe bogactwo wzajemnych pozytywnych odniesień. Dla takiego pojednania wspólna modlitwa i wspólny czyn, świadectwo wspólne wyznanie wiary Kościołów katolickiegoi prawosławnego – mają z całą pewnością znaczenie istotne. (…)