Tego objawienia doznała w Płocku: „Zostałam nagle oderwana od zmysłów (…). Niepojęta światłość ogarnęła moją duszę (…). Widziałam sprawiedliwość Boską wymierzoną na ukaranie świata i miłosierdzie dające ginącemu światu, jako ostatni ratunek, cześć Przenajświętszego Sakramentu…”.
Zakonnicą, która miała to widzenie, nie była bynajmniej Faustyna Kowalska, lecz… Maria Franciszka Kozłowska, założycielka mariawityzmu, przez współwyznawców zwana „mateczką” (1862–1921). Jezus objawił jej się 2 sierpnia 1893 roku w płockim kościele seminaryjnym. Kilkadziesiąt lat później – 22 lutego 1931 roku – w tym samym mieście (co niektórym badaczom duchowości do dziś wydaje się niezwykle przejmujące), w klasztorze sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, Jezusa ujrzy Faustyna. Pokaże się On jej w postaci jak na obrazach namalowanych później według jej wskazówek przez Kazimirowskiego i Hyłę. I też będzie mówił o miłosierdziu.
Jest rzeczą bardzo interesującą porównanie objawień siostry Faustyny i mateczki Kozłowskiej. Sporo pisał na ten temat mariawicki teolog ks. Konrad M. Paweł Rudnicki. Podobieństwo najważniejsze to, oczywiście, nacisk położony na prymat Bożego miłosierdzia przed sprawiedliwością oraz idea ofiary (i kapłaństwa powszechnego, dzięki któremu każdy składa Bogu żertwę ofiarną)[1]. A oto kilka cytatów to obrazujących:
– Z Objawienia Dzieła Miłosierdzia Bożego Marii Franciszki Kozłowskiej: „W miłosierdziu moim przebaczę im…”; „Pokój całej ziemi, jeśli przyjmie miłosierdzie”; „Na słowa est misericordiae eius [»miłosierdzie Jego«] ogarnęła duszę moją taka ufność w miłosierdzie Boskie…”; „Kazał mi Pan Jezus Przenajświętszą Hostię ofiarować Ojcu Niebieskiemu, jako ofiarę błagalną za grzechy całego świata. Ofiarowałam tak, a Pan mi powiedział: »Ile razy w ten sposób ofiarujesz mnie Ojcu Niebieskiemu, zawsze powstrzymasz sprawiedliwość i odwrócisz gniew Jego«”.
– I z Dzienniczka Faustyny Kowalskiej: „W godzinę śmierci nie będę im sędzią, ale miłosiernym zbawicielem”; „Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego”; „Ufam wbrew wszelkiej nadziei w morze miłosierdzia Twego”; „»Ojcze Przedwieczny, ofiaruję Ci Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo najmilszego Syna Twojego, a Pana naszego Jezusa Chrystusa, za grzechy nasze i świata całego. Dla Jego bolesnej męki miej miłosierdzie dla nas«. (…) Ile razy wejdziesz do kaplicy, odmów zaraz tę modlitwę. (…) Modlitwa ta jest na uśmierzenie gniewu mojego”.
Są jednak pomiędzy nimi również znaczące różnice: dotyczące przede wszystkim roli obu wizjonerek w Kościele, ich – powiem wprost – pokory. Nie względem Stwórcy i Odkupiciela (tu obie myślą o sobie jako o grzesznicach, niegodnych rozmowy z Panem[2]), ale wobec autorytetu biskupów i księży – kierowników duchowych. „Różnicę tę – pisze Rudnicki – wypowiada i samo objawienie: błogosławiona Maria Franciszka jest w nim nazwana mistrzynią Dzieła Miłosierdzia. Siostra Faustyna zaś – jego sekretarką” (podkreśl. moje). To rzutuje na ich duchowy rozwój: Faustyna (i ci, którzy wierzą jej objawieniom, na przykład ks. Sopoćko) do końca poddaje się woli Kościoła, nawet wtedy, gdy oznacza to konieczność cierpienia – z wiarą, że prawda kiedyś zwycięży, Maria Franciszka zaś temu Kościołowi ostatecznie wypowiada posłuszeństwo. Wydaje się jej bowiem, że tego właśnie – bezwzględnej wierności Jego słowu bez oglądania się na akceptację Kościoła – oczekuje od niej Chrystus.