Janusz Poniewierski zaczyna swój artykuł od zdania „Kościół w Polsce będzie musiał podjąć wysiłek myślenia – przede wszystkim o relacji pomiędzy religią a nowoczesnością i sposobie obecności w życiu publicznym: w państwie i pluralistycznym społeczeństwie”.
To prawda, ale odpowiedź na to wyzwanie w dużym stopniu zależy od rozumienia słowa „Kościół”, od eklezjologii. Pamiętam, jakim odkryciem była dla mnie kiedyś lektura książki ojca Ciszka, jezuity, który zaryzykował podróż na tereny Związku Radzieckiego po wybuchu II wojny światowej. Trafił on do wspólnot katolickich, które trwały mimo braku kontaktu z prezbiterami. Trwały, modląc się i działając. Wodę święconą przechowywano w soli. Dzięki temu świadectwu zrozumiałam, że Kościół może trwać bez prezbiterów. Było to trwanie trudne, ale być może w tej trudności dobitniej widać sens wspólnoty wierzących. Bo Kościół, Kościół katolicki, to wspólnota wierzących, której zadaniem jest przemiana świata. Aby podołać temu zadaniu, wspólnota ta otrzymała prezbiterów i hierarchiczną strukturę, dzięki której zachowywana jest jedność i sprawowane są sakramenty.
Prezbiterat i sprawowane przez prezbiterów sakramenty są ogromnym darem dla katolików. Nauczanie Kościoła i sakramenty pomagają w kształtowaniu sumienia i dają siły do szukania prawdy. Wiem jednak, że ten dar nie zwalnia wierzących świeckich od myślenia i od odpowiedzialności za własne wybory. Co więcej, ten dar może być zaprzepaszczony, gdy nie będziemy czuli się odpowiedzialni za danych nam prezbiterów, gdy pozwolimy im mówić za nas i przestaniemy poszukiwać własnych słów na wyrażenie wiary i naszego doświadczenia Boga.
Musimy sobie uświadomić, że nauczanie Jezusa jest skierowane do każdego człowieka i każdy może je zrozumieć. Nie są do tego potrzebne tytuły naukowe, lecz otwarte serce. Jezus mówił do prostych rybaków, a jedynymi, których gwałtownie potępił, byli handlarze w Świątyni i uczeni w Piśmie. To nie znaczy, że nie są nam potrzebni nauczyciele, ale znaczy, że nie każdy uczony w Piśmie jest dobrym nauczycielem.
Pamiętajmy jednak, że mamy wpływ na naszych duszpasterzy. Działania duszpasterzy zależą od pytań, jakie im zadajemy, i od oczekiwań, jakie mamy wobec nich. Jeśli oczekujemy od księdza, że zastąpi nam sumienie, to wcześniej czy później będzie się starał je zastąpić. Jeżeli natomiast będziemy odważnie zadawać pytania, jeśli będziemy w biskupach i księżach dostrzegać tych, którzy mogą być pomocni w naszych poszukiwaniach i którzy sami potrzebują pomocy, to damy szansę i im, i sobie, by stali się naszymi towarzyszami we wspólnej drodze.
Ksiądz Tischner powiedział, że nie tracimy wiary przez czytanie Kapitału Marksa, ale często się zdarza, że przyczyną utraty wiary jest zły proboszcz. Zapewne tak właśnie jest. Jednak utrata wiary jest dla wierzącego ogromnym nieszczęściem i zubożeniem. Aby od takiej straty się uchronić, powinniśmy wzmacniać i pogłębiać wiarę, pamiętając, że jest ona krucha. O tę wiarę musimy dbać tak, aby nawet najgorszy proboszcz nie mógł jej nam odebrać. W historii Kościoła można znaleźć przykłady ludzi świętych, których wiara popchnęła do sprzeciwu wobec woli nie tylko proboszcza, ale nawet biskupa i papieża, i którzy z powodu tego sprzeciwu cierpieli, ale nie stracili wiary w Jezusa, nie odeszli od Kościoła i dzięki temu zmienili jego oblicze.