I
Pierwsze tropy podsuwa rzeczowość tytułu. Czytelnicy zaciekawieni osobistymi perypetiami Celana poczują niedosyt. Informacje dotyczące prywatnego życia poety podane są oszczędnie – biograf trzyma się blisko wyznaczonych przez tytuł rewirów. Przykładowo: sporo miejsca poświęca relacjom Celana z Nelly Sachs, niemieckojęzyczną żydowską poetką, podobnie jak Celan ocaloną i doświadczoną utratą tego, co najbliższe. Felstiner cytuje ich listy, wspomina kontakty i omawia dedykowany jej wiersz Zurych, „Zum Storchen”. Z drugiej strony inna bliska Celanowi poetka, Ingeborg Bachmann, wspominana jest wręcz zdawkowo, co, biorąc pod uwagę choćby wydaną niedawno korespondencję tych dwojga, mogłoby dziwić. Sprawa owej selektywności nie może jednak zaskakiwać. Felstiner jest nieugięcie konsekwentny w doborze tematów i sposobie budowania narracji o swoim bohaterze: wszystko podporządkowane jest kwestiom tytułowym. Zapewne dlatego niewiele dowiadujemy się choćby o małżeństwie Celana. Z drugiej strony szerzej nakreślone wątki dzieciństwa i młodości powracają echem we wszystkich partiach książki, by wybrzmieć wymowną kodą w rozdziale przedostatnim, opisującym podróż poety do Izraela. Biograf przedstawia nam aurę cichego napięcia, jaką wytwarzał wokół siebie czytający poeta, oraz wzruszenie spowodowane nagłą falą wspomnień spopielonego świata jego przedwojennych Czerniowców: „czytał delikatnie akcentując, z uważną artykulacją (…) nie podnosząc głosu, niemal szeptem. Po spotkaniu witali się z nim słuchacze, którzy znali jego rodziców, a pewna kobieta dała mu ciasto, jakie niegdyś piekła jego matka. Wtedy Celan rozpłakał się”[1].
II
„Sens bycia Paulem Celanem zawiera się w ośmiuset wierszach, które napisał w latach 1934–1970”, powiada we wstępie amerykański profesor emeritus, niezmordowany i oddany komentator oraz tłumacz poety, na którego dzieło, pamiętajmy, składały się nie tylko wiersze, ale imponująca liczba przekładów. Skoro sens bycia Celanem krystalizuje się w jego dorobku pisarskim, zrozumiała jest w książce względna biograficzna wstrzemięźliwość. W zamian wraz z Felstinerem śledzimy uwagi poety na marginesach czytanych książek, otrzymujemy wykazy najczęściej używanych określeń czy też opisy konsekwencji wynikających z dokonanych wyborów językowych. Godna podziwu pedantyczność badacza umożliwia nam wsłuchanie się w rezonowanie zwrotów, obrazów oraz powtórzeń w ciągu całej twórczości poetyckiej i translatorskiej Celana. Co więcej, jak czytamy w Podziękowaniach, nad Felstinerowskim sposobem lektury unoszą się duchy Steinerowskiej teorii przekładu oraz bliskiej Celanowi filozofii dialogu[2].
Czterostopniowy model hermeneutyczny autora Po wieży Babel (wstępne zaufanie, agresja, wchłonięcie, wzajemność i restytucja)[3] można zastosować zarówno do tłumaczenia Celana przez Felstinera na angielski, jak i przekładów samego Celana oraz jego stosunku do języka niemieckiego. „Wiodło mnie matczyne słowo”[4], powiada podmiot jednego z wierszy. Niemieckie Muttersprache odzywające się w tej linijce ma znaczenie podwójne: język niemiecki jest językiem matki poety, ale i jej oprawców, w tradycji tego języka, skompromitowanej tym, co się wydarzyło, poezja Celana poszukiwała dla siebie miejsca, próbując wchłonąć jej pokłady i dokonać jej reinterpretacji zgodnie ze swoim własnym idiomem. Steinerowska agresja oraz wchłonięcie jest w tym wypadku niczym innym jak składaniem języka na nowo (podobnie jak składaniem tekstu na nowo jest praca tłumacza), „dochodzeniem do granic jego możliwości”[5] nie tylko poprzez autorskie eksperymenty, ale i przesuwanie języka na pozycje „zbawczej obcości”[6], jaką w tym wypadku są przekłady Celana, oddające w idiomie celanowskiej niemczyzny obrazy oryginałów i tym samym wchodzące z nimi w dialogiczną relację. Felstiner powiada: „tłumaczenie jako przekraczanie granic było bliskie jego losowi. Prze-kładanie, prze-noszenie się oznaczało poszukiwanie podobieństw w inności, ocalanie tożsamości”[7].