Głosy prawicowych publicystów i historyków, domagających się od slawistki i socjologa wyrafinowanego warsztatu historycznego, zdradzają antysemicki resentyment polemistów bądź – co chyba bardziej prawdopodobne – chęć medialnego zabłyśnięcia i wylansowania swoich nazwisk przy okazji pojawienia się książki amerykańskich autorów. Fakty opisywane przez Jana Tomasza Grossa i Irenę Grudzińską są bowiem znane polskiemu czytelnikowi od dobrych kilku lat. Martyna Rusiniak w książce Obóz zagłady Treblinka II w pamięci społecznej (1943–1989), wydanej ponad dwa lata temu, opisuje historię „kopaczy” na podstawie bardzo solidnych kwerend w archiwach i przedstawia czytelnikom między innymi przerażające świadectwo Racheli Auerbach z Ojf di felder fun Treblinke (Na polach Treblinki, w tym numerze publikujemy fragment tego tekstu – przyp. red.). Historię grabieży i kolaboracji w Świętokrzyskiem opisali już pięć lat temu z budzącymi grozę szczegółami Alina Skibińska i Jakub Petelewicz na łamach periodyku „Zagłada Żydów”. Podręczny obóz koncentracyjny, który ludność Gniewczyny urządziła swoim żydowskim sąsiadom w jednym z tamtejszych domostw, opisywano w „Znaku” trzy lata temu (w numerze z kwietnia 2008 roku – przyp. red.) i w „Polityce” w ubiegłym roku. Czemu zatem prace wybitnie odważnych młodych polskich historyków ujawniających historię dokonanych przez Polaków zbrodni na Żydach przechodzą w naszym kraju niemal niezauważone? Czy dlatego, że prawicowym publicystom trudniej byłoby im wytknąć błędy warsztatowe? Nie tylko.
Matthew Hornsey od lat bada zjawisko, które nazwał „efektem wrażliwości międzygrupowej”. Pokazał on na wielu przykładach, że ta sama informacja krytyczna wobec własnego narodu czy grupy boli znacznie bardziej, gdy słyszymy ją z ust obcych niż wtedy, gdy usłyszymy ją od swoich rodaków. Nawet najbardziej kompetentnemu i zaangażowanemu obcemu nie pozwolimy odsłaniać mrocznej prawdy o naszym charakterze czy dawnych przewinieniach. W ten sposób zdecydowany opór polskich mediów przeciw tezom przedstawianym przez dwoje profesorów z Princeton, którym dziennikarze notorycznie wmawiają niepolskość, może paradoksalnie te tezy nagłośnić. To właśnie dzięki amerykańskim akademikom większość Polaków dowie się o doniosłych odkryciach (wcześniej pominiętych milczeniem) pracowników Polskiej Akademii Nauk czy Instytutu Historycznego UW.
Nie w tym jednak upatruję największej wartości Złotych żniw. Wbrew opiniom krytycznie nastawionych polskich mediów, ze wszystkich dotychczasowych książek Jana Tomasza Grossa ta w najmniejszym stopniu dotyczy Polski. Oczywiście większość z opisywanych tu okrucieństw i zbrodni zdarzyła się w Polsce (gdyż dzieje tego właśnie kraju najlepiej znają autorzy książki), jednakże ambicje autorów są znacznie większe. Gross i Grudzińska starają się powiedzieć coś o kondycji ludzkiej, o uniwersalnych motywacjach zbrodniarzy. Ich książka jest też ważnym głosem w debacie o Holokauście.