fbpx
Anna Czabanowska-Wróbel wrzesień 2011

Chwila i trwanie

Nowa książka Adama Zagajewskiego podszyta jest buntem przeciw stanowi rzeczy, w który wpisana została ludzka śmiertelność. Przemijanie zderza się z tęsknotą za życiem duchowym.

Artykuł z numeru

Kto się boi feministek?

Autobiograficzny esej Lekka przesada to swego rodzaju dziennik bez dat, który dałoby się jednak umieścić w czasie, zapis lektur, podróży i „chwil blasku”, spotkań z ludźmi, obrazami, muzyką, a nawet z drzewami. W jednej ze swoich warstw jest także ważnym dokumentem kultury środowiska, opowieścią o dawnych lwowianach skazanych na wygnanie, ich słabościach i sile. Panuje tu dyskretne, przekorne poczucie humoru, sąsiadujące z prawdziwym smutkiem, ale takim, który pomaga, a nie przygnębia.

W tomie Zagajewskiego przeważa – jak w diariuszu – czas teraźniejszy. Przywoływana jest przeszłość, ale prawie nie ma nostalgii – została ona zarezerwowana dla poprzedniego pokolenia, dla tych, którzy nagle utracili swój świat. Mamy też trochę czasu przyszłego – zapowiedź tego, co będzie dalej, wierszy, które dopiero powstają.

Poeta dzieli się z czytelnikiem lekturami, kompletuje coś w rodzaju przenośnej biblioteczki: wybiera książki niewielkich rozmiarów i zarazem najbardziej pożywne dla ducha (nic dziwnego, że przeważa tu poezja i aforystyczna filozofia, której dwa bieguny reprezentują Simone Weil i Emil Cioran). Lekką przesadę można otwierać w dowolnym miejscu i odnajdywać fragmenty o różnej tonacji. Jednak czytana linearnie odsłania jak ściśle i na wielu poziomach jej tematy są ze sobą powiązane oraz jak, z precyzją kompozycji muzycznej, nawracają w niej poszczególne motywy.

„Lekka przesada”, wyrażenie zaczerpnięte przez Zagajewskiego z wypowiedzi ojca – odległego od literatury reprezentanta nauk technicznych – to nie tylko „bardzo dobra definicja poezji”, ale także każdej autobiografii, rozpiętej między zmyśleniem i prawdą. Wspomnienie sytuuje się między rzeczowością a przesadą, którą autor znajduje nawet w lakonicznych wspomnieniach zmarłego niedawno ojca zatytułowanych skromnie Od przypadku do przypadku. Ojciec, precyzyjny i racjonalny, zostaje przyłapany nie na kłamstwie, ale właśnie na nieświadomych wyolbrzymieniach.

Wyraźniejsze staje się w tym eseju wspomnienie matki, której postać – podobnie jak w wierszach – wychodzi z cienia. Portretując rodziców autor sytuuje się na antypodach niedyskrecji. Buduje napięcie między pragnieniem opowiadania a powściągliwością introwertyka. Pierwsze zdanie to przekorna deklaracja: „I tak wszystkiego nie opowiem”.

Poeta przypomina podział nauk (którego twórcą był „brodaty Wilhelm Windelband”, neokantysta) na idiograficzne i nomotetyczne. Pomaga mu to powiedzieć coś istotnego nie tylko o twórczości Iwaszkiewicza, lecz także własnej. Autor Brzeziny skupiony jest na konkrecie, na pojedynczym istnieniu, „absolutnie idiograficzny”. Sam Zagajewski nie wydaje się tak bliski tego bieguna, ale z pewnością też nie wyprowadza ogólnych praw z opisywanych przez siebie niepowtarzalnych chwil. Można zaryzykować twierdzenie, że dawnego słuchacza wykładów o Kancie bardziej dziwi, jak jest możliwe wypowiadanie sądów syntetycznych a posteriori aniżeli sądów syntetycznych a priori.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się