Myślą przewodnią książki Cezarego Kościelniaka Nowe krytyki Kościoła jest analizowana przez Michela Foucaulta instytucja panoptyczna: wszystkowidzący system dozoru stosowany wobec osadzonych w więziennych celach. Nowe krytyki wymierzone w polski Kościół bardziej lub mniej świadomie podzielają taką perspektywę widzenia. Postrzegany jest on jako element represyjny, dyscyplinujący zachowania społeczne, kontrolujący rzeczywistość za pomocą wpływów politycznych i działań ideologicznych.
Autor daleki jest od nadmiernych uproszczeń: nie idealizuje opisywanej instytucji, choć nie zgadza się też z jednostronnym krytykowaniem. Przestrzega przed traktowaniem jej wyłącznie jako politycznego podmiotu dążącego do sprawowania powszechnego nadzoru. Przypomina jednocześnie, że Kościół hierarchiczny nie powinien zajmować się religijną czy moralną kontrolą podległych mu wiernych. Książka nie tylko dyskredytuje jego panoptyczne zapędy, lecz także przestrzega przed nadmiernym ustawianiem go w szeregu politycznych wrogów lub przyjaciół.
Zastanawiające jest pytanie o brak współpracy pomiędzy Kościołem i lewicą. Jego społeczne przesłanie nie jest przecież odległe od idei walki z ubóstwem, redystrybucji, wyrównywania szans, potrzeby społecznej inkluzji oraz integracji, które są obecne także we współczesnych nurtach socjaldemokratycznych. W Polsce pokutuje jednak podział polityczny ustanowiony według kryteriów historycznych: lewica to spadkobiercy PRL-u, prawica – opozycji. Trudno zatem mówić o możliwości zaistnienia chrześcijańskiej socjaldemokracji, ponieważ wszelki rzeczywisty czy rzekomy postkomunistyczny rodowód jest a priori przez Kościół odrzucany.
Choć Kościelniak zatrzymuje się nad ewolucją poglądów Adama Michnika i postmarksowskiego filozofa Leszka Nowaka, to jednak nie dość precyzyjnie definiuje rodzimą scenę polityczną oraz powiela specyficznie polski podział na lewicę i prawicę (s. 10). Przywołuje natomiast istotne rozróżnienie na Kościół władzy – planujący polityczne strategie, silny i pragmatyczny oraz Kościół moralności – rezygnujący z wpływów na rządzących, świadomie delikatny, szanowany przez niewierzących i agnostyków (s. 119). Taka definicja, skonstruowana przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego i przywoływana przez Michnika, pozostaje aktualnym opisem dzisiejszych ról społecznych Kościoła.
Filozof nie zajmuje się jednak wyłącznie polityką. Więcej uwagi poświęca kulturze, przywołuje prace Jerzego Kaliny, Leszka Knaflewskiego, Roberta Rumasa, Marty Deskur, książki Wojciecha Wencla oraz Jana Grzegorczyka. Dopomina się o nowy wyraz sztuki, która może ubogacić kościoły (s. 76). Przestrzega przed całkowitym zniszczeniem strefy buforowej, która twórcom oraz katolickim inteligentom pozwala na swobodne i często konstruktywnie krytyczne wyrażanie opinii.
Książka Kościelniaka jest ważnym głosem w debacie o religii, kulturze i instytucji. Konkluzje nie są jednak w każdym przypadku przekonujące. Można podzielać część obaw o stan polskiej teologii, formy polityzacji i nacjonalizacji przekazu religijnego, gdy jednak autor pisze, że Kościół odcina się od konfrontacji z odmiennymi poglądami, to nie zauważa obcych adwersarzy, których nie trzeba szukać daleko. Dialog z laickim humanizmem nie kończy się na księdzu Józefie Tischnerze.