Historii elit polskich jak dotąd nie ma i chyba jeszcze długo nie będzie – istnieją cząstkowe opracowania, sielanki i pamflety. Gdyby powstała, musiałaby liczyć trzy lub cztery tomy, najlepiej w kilku wersjach: osobno historia elit władzy, pieniądza i elit intelektualnych oraz osobno historia poszczególnych epok, tak żeby nie trzeba było czytelnikowi tłumaczyć, co stało się z grupą, która w poprzednim tomie była jeszcze elitą, a w następnym, z powodu gwałtownego obrotu koła fortuny, jest już obiektem represji lub po prostu wegetuje sobie cichutko pod miotłą niechętnej jej władzy. Mimo to z pewnością nie udałoby się uniknąć świętego oburzenia pominiętych, bo przecież elitarność jest pojęciem uznaniowym i gdyby uwzględnić wszystkie pretensje do tego tytułu, wówczas grup elitarnych nie sposób by zliczyć. Mieliśmy przecież najliczniejszą szlachtę na świecie, ponadto inteligentów w dziurawych spodniach, bohaterów walki o wolność naszą i cudzą, swoich ludzi wśród badaczy i pionierów obu Ameryk, Australii i Syberii, w awangardzie światowego proletariatu i pośród budowniczych Izraela, mieliśmy też Kopernika, Skłodowską-Curie i Conrada, Żwirkę i Wigurę, swojego człowieka w kosmosie i na Stolicy Piotrowej, Piasecką-Johnson oraz Wałęsę – wymieniać można długo.
Historia polskich elit z konieczności musi więc być poszatkowana – bo zabory, zniesienie pańszczyzny, wojna, komunizm i wreszcie wolnorynkowa transformacja raz za razem, bardziej lub mniej brutalnie, przewracały istniejący społeczny porządek, hierarchie i „kolejność dziobania”. Powinna być również fragmentaryczna, nie może uwzględniać wielu postaci i nawet grup, którym z czyjegoś punktu widzenia miano elitarności bezwzględnie się należy. W historii Polski niewiele lub zgoła nic nie pisze się o elitach i wybitnych postaciach zamieszkujących ziemie dawnej Rzeczypospolitej mniejszości – takich jak prominenci ukraińskiego, białoruskiego i litewskiego ruchu narodowego, żydowscy cadycy i w ogóle Żydzi, którzy rozjechali się po świecie w poszukiwaniu bardziej gościnnych krajów. Wciąż nie ma elementarnych naukowych opracowań dziejów carskich, pruskich i austriackich namiestników oraz wielkorządców Polski z XIX wieku. Do tej pory brak także pomysłu, jak pogodzić „elitarność” bojowników o wolność, buntowników i dysydentów, którzy po śmierci trafiają na pomniki i do podręczników, z „elitarnością” tych, którzy za ich życia przypatrywali się tym wysiłkom z bierną sympatią lub zdziwieniem z wyżyn dobrze opłacanych posad i rodzinnych majątków. W swym postrzeganiu narodowej przeszłości Polacy lubią bowiem obdarzać szacunkiem tych, którzy z władzą mieli na pieńku, łatwo natomiast zapominają o blasku, jaki niegdyś bił od zaborczych i komunistycznych instytucji oraz skupionych wokół nich elit.
Innymi słowy, pytanie, kto w naszej historii zasługuje na miano elity, a kto w żadnym razie, długo jeszcze pozostanie kontrowersyjne.