Przed rokiem odszedł profesor Jerzy Nowosielski, wybitny malarz, teolog, znawca prawosławia. Był mistrzem pędzla, ale także słowa. I to zwłaszcza słowa mówionego. Pisał uczone artykuły i eseje, jednak jego najbardziej intrygujące i błyskotliwe intuicje rodziły się nie na papierze, lecz w dialogu, w relacji z rozmówcą, jako reakcja na argumenty, niekiedy na milczenie partnera. Nowosielski potrzebował żywych słuchaczy, ich obecność w tajemniczy sposób ożywiała go i prowokowała, inicjując kreatywność myślenia.
Także z jego praktyki pedagogicznej studenci zapamiętali najbardziej nie konkretne, techniczne korekty na płótnie, ale „nauki mistrza”: rzucane mimochodem przenikliwe uwagi, zaskakujące przemyślenia mające zbulwersować, obudzić wyobraźnię, wtajemniczyć w to, co „ponad” warsztatem. Profesor lubił szerokie audytorium, uczył nie tylko malarzy i nie tylko w ramach Akademii. Erudycja oraz nietypowe dla artysty teologiczne kompetencje czyniły z niego atrakcyjnego wykładowcę, chętnie zapraszanego do dyskusji i wygłaszania odczytów w całej Polsce.
Jednak najciekawsze pozostawały kontakty kameralne: spotkania autorskie, rozmowy z dziennikarzami, legendarne monologi. (…) Jego odwaga w formułowaniu intuicji filozoficznych, niezwykle oryginalnych i śmiałych koncepcji nie miała sobie równych.
Twórca odszedł, ale jego refleksje wciąż budzą niepokój, stawiając nas wobec spraw ostatecznych. Wędrówka szlakami jego bogatej wyobraźni, podążanie śladem jego intuicji i duchowych zmagań wymagają odwagi i ryzyka. To fascynująca, choć niekiedy niebezpieczna przygoda, prawdziwa „szkoła myślenia” – niepodległego, wolnego od stereotypów i utartych konwencji.
Rozmówcami Nowosielskiego byli zwykli dziennikarze, a także inni artyści, krytycy, filozofowie, kapłani i poeci. Nie każdy z nich był równorzędnym partnerem rozmowy – gdy tak się szczęśliwie zdarzyło, miało miejsce spotkanie niezwykłe, w którym malarz wyraźnie rozkwitał, rozgadywał się i olśniewał erudycją, rozmowa zaś zmierzała ku teologicznym i duchowym wyżynom myśli. Tak stało się w wypadku rozmowy z prof. Władysławem Stróżewskim czy kilku innych wywiadów.
Były też rozmowy mniej udane, kiedy twórca z trudem puentował ukryte w banalnych pytaniach stereotypy i nieporozumienia. Łatwe do przewidzenia dziennikarskie „wytrychy”, tkwiące w pytaniach przesądy Nowosielski demaskował bezlitośnie, przebijając się ze swoją prawdą do głosu konsekwentnie i wytrwale.
Pozornie naiwne pytania skuteczniej niekiedy intrygowały jego umysł niż pretensjonalne dziennikarskie fantazje. Wielka osobista kultura i życzliwość malarza nie pozwalały mu na drwinę z najbardziej nawet bezradnych kwestii. W pięknym wspomnieniu po śmierci artysty Henryk Waniek napisał: „Nowosielski głośno rozważał już to problemy bizantyńskiej ikonologii, już to wybrane zagadnienia sztuki nowoczesnej. Rozważał, ale też wciągał do rozmowy i nawet jeśli usłyszał coś niemądrego (a przy nim trudno było doprawdy być mądrym), brał to z wielką powagą i tak wygładzał, że w końcu głupstwo przemieniało się w myśl bez mała światłą. Bo też wszystko, co się do Nowosielskiego mówiło, brał z wielką powagą. Można by rzec, że z szacunkiem. Taką miał chyba naturę i tylko w rzadkich przypadkach uciekał się do ironii (…) zasadniczo – słuchał z uwagą i chciał być uważnie słuchany” („Twórczość” 2011, nr 10).