Pańska nominacja na dyrektora stołecznego Muzeum Narodowego w 2009 r. rozbudziła wielkie nadzieje wydobycia go z wieloletniej zapaści. Odszedł Pan jednak już po piętnastu miesiącach w atmosferze skandalu. Próbą rozliczenia z tym okresem jest wydana niedawno książka pod programowym tytułem Muzeum krytyczne, którą prof. Maria Poprzęcka nazwała „raportem z przegranej sprawy”. Czy ówczesna walka miała sens?
Nadal jestem przywiązany do tej koncepcji. Muzeum Narodowe w Warszawie miało szansę stać się muzeum krytycznym i jako takie zostać dostrzeżone w Europie. Powodem mojej rezygnacji był brak zgody Rady Powierniczej na reformy programowe. O ile wiem, zmiany strukturalne wprowadzane przez obecną dyrektorkę Agnieszkę Morawińską idą w podobnym kierunku i Rada Powiernicza nie ma do nich większych zastrzeżeń. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że oś konfliktu miała charakter ideologiczny oraz – by tak rzec – polityczny.
Różnica pomiędzy mną a dr Morawińską polega na tym, że ona dokonuje reform organizacyjnych, ale jednocześnie nie formułuje krytyki muzeum, nie zamierza zmieniać jego oblicza, funkcji. Nie kontestuje instytucji, co ja próbowałem robić. Z dzisiejszej perspektywy uważam, że był to program możliwy do wdrożenia i gdybym dzisiaj ponownie stanął przed taką możliwością, postępowałbym tak samo.
Warszawskie muzeum może konkurować z muzeami europejskimi jedynie poprzez zmianę formuły. Jako klasyczne muzeum sztuk pięknych nie ma szans z Luwrem, Ermitażem czy National Gallery, ponieważ one mają lepsze zbiory. Muzeum krytyczne, dynamiczne, podważające własny autorytet, proponujące debaty na temat sztuki i jej miejsca we współczesnej kulturze, społeczeństwie jest nam potrzebne z punktu widzenia wartości społecznych i edukacji.
Czyli jednak nie „przegrana sprawa”?
Przegrałem jako dyrektor z powodów politycznych, ale idea nie została skompromitowana.
Czym ma być muzeum krytyczne w porównaniu z tym, co obecnie możemy oglądać w większości rodzimych instytucji z ekspozycjami zrobionymi na dziewiętnastowieczną modłę? Trzecią drogą między muzeum-świątynią a muzeum-miejscem rozrywki?
Polskie muzea narodowe w międzynarodowej nomenklaturze są muzeami sztuki, w najlepszym razie narodowymi muzeami sztuki. Pod pojęciem „muzeum narodowe” rozumie się natomiast na Zachodzie muzeum historyczne par excellence, tzn. referujące historię danej społeczności. To oczywiście dziewiętnastowieczna idea. Placówki tego typu miały kształtować pojęcie narodu. Warszawską założono jako muzeum sztuk pięknych. Odmienna jest geneza krakowskiej, która została powołana jako narodowe muzeum sztuki. Cele, jakie sobie stawiała, wynikały zatem z zupełnie innej sytuacji historycznej.
Pojęcie narodu nie stanowi w XXI w. jedynego elementu definiującego społeczeństwo. Więcej: kategoria etnosu jest dzisiaj najmniej istotna. Żyjemy w znacznie bardziej zróżnicowanych zbiorowościach niż sto lat temu.