Wykluczyć religię z przestrzeni publicznej
Tak dobry wynik Ruchu Poparcia Palikota w ostatnich wyborach parlamentarnych wywołał konsternację. Wydawało się, że wojna religijna w Polsce należy do przeszłości, gdy nieoczekiwanie wybuchła ponownie i to nie tyle na linii państwo – Kościół, co na linii państwo – religia. Wydaje się, że Janusz Palikot zarówno wykorzystał formułę antyklerykalną, jak i zmonopolizował postawę ateistyczną. Drogę do parlamentu zapewnił mu nowy program, który trawestując pojęcie „laicyzacji pozytywnej” Nicolasa Sarkozy’ego, można określić jako „laicyzację negatywną”. W tym programie religia jest postrzegana jako szkodliwa, a zatem należy dołożyć wszelkich starań, by wykluczyć ją z przestrzeni publicznej. Nie dziwi więc, że we wdrażaniu projektu bierze udział Jerzy Urban. Nie jest to działanie nieprzemyślane. Palikot ujawnił metodę swoich działań: są to mniej lub bardziej poważne prowokacje, mające doprowadzić do sytuacji, w której Kościół znajdzie się w pozycji permanentnego polemisty. Poruszana problematyka – finanse, kwestie bioetyczne czy teologiczne – w których to ostatnich były wydawca tygodnika „Ozon” jest biegły – nie ma znaczenia. Jakiekolwiek będzie stanowisko Kościoła, Ruch je z miejsca zaneguje. Zmuszony do obrony Kościół zawiąże integrystyczny, wewnętrzny sojusz. Wówczas katolicka opinia publiczna zostanie pozbawiona i tak kruchej różnorodności, co dodatkowo uderzy rykoszetem w słaby „Kościół otwarty” i w liberalną inteligencję katolicką. Janusz Palikot i jego doradcy wiedzą, że instytucje integrystyczne nie mają poparcia społecznego w Polsce. W tej sytuacji Kościół będzie tracił zaufanie społeczne.
Taktyka Ruchu opiera się na nowym określeniu wroga. Palikot pierwszy zdał sobie sprawę, że żadnego znaczenia w rozprawie z Kościołem nie ma środowisko Radia Maryja, oddziałujące w większości na osoby starsze. W ten sposób, stosowany w debacie publicznej podział (nieoddający złożoności problemu) na frakcję „toruńską” czy „łagiewnicką” będzie bez znaczenia – po centralizacji Kościół będzie traktowany po prostu jako instytucja szkodliwa w polskiej przestrzeni publicznej.
Wierzący bez prawa głosu
Poprzez laïcité négative instytucjonalizuje się niechęć do religii, a zarazem wyklucza się ze sfery publicznej tożsamości religijne obywateli. W tej koncepcji odwołanie się do wartości chrześcijańskich pozbawia członka społeczeństwa możliwości budowania dobra wspólnego. Problem polega na tym, że niechrześcijańskie koncepcje moralności, jak choćby ateizm, nie są wykluczane. Mówiąc wprost, laïcité négative oznacza, że dla katolika, który nie pozostawi swoich przekonań w domu, nie ma miejsca w sferze publicznej. O ile w liberalizmie politycznym (choćby w wydaniu Johna Rawlsa) postulowana neutralność światopoglądowa państwa dopuszcza istnienie panwyznaniowych wartości wspólnych, także mających swoje źródło w religii, o tyle w laïcité négative nie jest możliwy konsensus, bo a priori wyklucza się religijne fundamenty moralności publicznej.