Dekret Presbyterorum ordinis II Soboru Watykańskiego stwierdza, że celibat (coelibatus) „z wielu względów odpowiada kapłaństwu”. Wcześniej jednak wyjaśnia, że o ile „[d]oskonała i dozgonna powściągliwość (continentia), zalecana przez Chrystusa Pana ze względu na Królestwo Niebieskie (…) była zawsze uważana przez Kościół za rzecz wielkiej wagi, szczególnie dla życia kapłańskiego”, o tyle nie jest ona wymagana przez kapłaństwo „z jego natury, jak to okazuje się z praktyki Kościoła pierwotnego i tradycji Kościołów wschodnich”. Natomiast w Kościele łacińskim celibat, „który początkowo zalecano kapłanom, został później (…) przez prawo nałożony wszystkim mającym otrzymać święcenia kapłańskie” (DK 16).
Intencją dekretu, jak wspominał Joseph Ratzinger, było skierowanie „słowa zachęty” do kapłanów, jako że „katolickie pojęcie kapłaństwa przestało być zrozumiałe samo z siebie nawet w świadomości samych katolików” (Kościół. Pielgrzymująca wspólnota wiary, s. 139). Na pogłębione rozważania zabrakło jednak „czasu i sił”, a po Soborze „kryzys pojęcia” szybko przerodził się w „kryzys egzystencji kapłana i powołań do kapłaństwa” (s. 141, 139). Z pewnością jedną z głównych oznak tego kryzysu jest dziś kwestia celibatu. Po pierwsze, głęboko zakorzeniona w nowożytności mentalność nominalistyczna skłania współcześnie do wniosku, że skoro celibat nie wynika z natury (czyli nie należy do „istoty” kapłaństwa), to jest on czymś „nieistotnym”, a więc pozbawionym głębszego znaczenia i możliwym do porzucenia. Po drugie, szeroko rozpowszechnione mniemanie o tożsamości starożytnego charakteru wyświęcania żonatych księży i praktyki zachowanej na Wschodzie rodzi często przekonanie, że nałożony później przez łacińskie prawo kościelne (a więc ludzkie) celibat ma źródła wyłącznie doczesne (polityka, ekonomia) i jest znamieniem typowego dla Kościoła „rygoryzmu”. W związku z tym, szukając źródeł i znaczenia celibatu dla życia kapłańskiego należy ustalić (przynajmniej), jaki jest jego związek z naturą nowotestamentalnego kapłaństwa oraz jaką rolę odgrywa tu prawo kościelne.
W poniższych rozważaniach, z konieczności lakonicznych, będę opierał się przede wszystkim na ustaleniach zawartych w pracach o. Christiana Cochiniego SJ (Les Origines apostoliques du célibat ecclésiastique, 1981 / Apostolic Origins of Priestly Celibacy, 1990), kard. Alfonsa M. Sticklera (The Case for Clerical Celibacy. Its Historical Development & Theological Foundations, 1993), grekokatolickiego ks. Romana Cholija (Clerical Celibacy in East and West 1989) oraz uczonych nawiązujących do ich badań.
Żonaci i wstrzemięźliwi
Na samym wstępie trzeba wprowadzić istotne uściślenie natury językowej. Termin „celibat”, pochodzący od łacińskiego caelebs, oznacza „stan bezżenności”. Jako taki, powszechny celibat został wprowadzony w Kościele łacińskim dopiero po Soborze Trydenckim, który ustanowił seminaria duchowne jako podstawową instytucję przygotowującą do święceń. Wcześniej wyświęcano zarówno żonatych, jak i nieżonatych mężczyzn. W dokumentach kościelnych poświęconych „celibatowi” pojawia się jednak jeszcze jeden termin – mianowicie „wstrzemięźliwość” (continentia). Ściśle rzecz biorąc nie są to terminy zamienne. W jakiejś mierze widać to w sformułowaniu kanonu 277 (§1) współczesnego Kodeksu Prawa Kanonicznego, który mówi, że duchowni „obowiązani są zachować (…) doskonałą i wieczystą wstrzemięźliwość, i dlatego zobowiązani są do celibatu”, co znaczy, że bezżenność wynika tu z nadrzędnej zasady wstrzemięźliwości (lex continentiae). Utarło się jednak używać słowa „celibat” w szerokim sensie, zarówno „celibatu bezżenności”, jak i „celibatu wstrzemięźliwości”, co niekiedy bywało powodem konfuzji (por. S. Heid, Discipline of Obligatory Continence for Clerics in East and West, 13n ).