W epilogu Powojnia, monumentalnej historii Europy od roku 1945, Tony Judt przypomniał znane powiedzenie Heinricha Heinego, że dla Żydów chrzest był „biletem wstępu do Europy”. Judt nie byłby sobą – mistrzem retorycznego skrótu, podszytego sarkastycznym dowcipem – gdyby w następnym akapicie nie zauważył, że niespełna dwieście lat później europejskim biletem wstępu dla krajów postsowieckich, takich jak Polska, stało się uznanie współodpowiedzialności za Zagładę Żydów.
W taki właśnie sposób Judt zinterpretował wystąpienie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego podczas uroczystości rocznicowych w Jedwabnem w 2004 r. Jego zdaniem miało ono na celu zamknięcie bolesnego rozdziału historii Polski, a zarazem było symbolicznym wyrazem powrotu naszego kraju, po półwieczu komunizmu, między narody zjednoczonej Europy. Był to więc rodzaj politycznego egzorcyzmu – od tej pory dyskusje o przeszłości miały zajmować jedynie historyków, politycy zaś mieli poświęcić się budowaniu świetlanej europejskiej przyszłości.
Pamiętam, jak spierałem się z Tonym o ten fragment książki, gdy widzieliśmy się – jak się potem okazało – po raz ostatni. Ta sugestywna analogia jest przecież fałszywa. Było akurat na odwrót: to dopiero zrealizowanie podstawowego interesu narodowego, jakim było przystąpienie Polski do NATO i Unii Europejskiej, uczyniło możliwym wyznanie win wobec Żydów przez głowę polskiego państwa. Nieprzypadkowo wystąpienie prezydenta Kwaśniewskiego miało miejsce nie przed, ale po 1 maja 2004 r. Podczas zaś poprzedzającej je debaty na temat Sąsiadów Jana Tomasza Grossa można było usłyszeć, że dyskusja ta szkodzi europejskim aspiracjom Polski, prowokując antypolskie nastroje na Zachodzie i – co gorsza – antysemickie nastroje w Polsce.
Były to obawy na wyrost; dyskusja się odbyła i – jak zauważył włosko-francuski historyk Enzo Traverso – „przerodziła się w narodowy dramat (podobnie jak wcześniejsza dyskusja wokół pogromu w Kielcach w 1946 r.), lecz w sumie pozostała odosobnionym przypadkiem, który w niczym nie zmienił ogólnej tendencji” (Pamięć Europy, „Przegląd Polityczny” 2011, nr 109/110). Tony Judt prawdopodobnie zgodziłby się z tą konkluzją, choć Sąsiadów niezwykle cenił i przyjaźnił się z autorem książki. Opowiadał mi z rozbawieniem, jak to Jan Tomasz Gross przed laty usiłował zainteresować go studiami polonistycznymi. – Po co ty się uczysz czeskiego? – pytał Gross. – Przecież to mały język. Lecz właśnie to pociągało w nim Judta. Kilka miesięcy przed śmiercią w 2010 r. napisał w Pensjonacie pamięci: „specyficznie polskie (czy rosyjskie) poczucie kulturalnej wielkości było czymś, czego właśnie chciałem uniknąć. Wolałem takie typowo czeskie cechy, jak zwątpienie, kulturowa niepewność, sceptyczna autoironia. Znałem je już z żydowskich źródeł, przede wszystkim z dzieł Kafki – ale Kafka jest także przecież par excellence czeskim pisarzem”.