Jak się wydaje, esej Johna C. Sommerville’a o znaczeniu religijnej argumentacji dla świeckiego uniwersytetu odpowiada na oba te wyzwania. Po pierwsze, Sommerville stawia kilka prostych i konkretnych pytań, np. o sens istnienia uniwersytetu nastawionego na kształcenie zawodowe, skoro nauką konkretnego fachu mogą skutecznie zająć się inne instytucje, w tym same przedsiębiorstwa szkolące swoich przyszłych pracowników. Po drugie, Sommerville rozważa, czy u źródeł współczesnego kryzysu uniwersytetu – daleko idącej korporatyzacji szkolnictwa wyższego i instrumentalnego traktowania nauki – nie leży przypadkiem nieobecność w akademickiej debacie poważnej, uczonej i uznanej argumentacji religijnej? Wreszcie, co chyba najistotniejsze, Sommerville zastanawia się jak zachować niewątpliwe dokonania świeckiego uniwersytetu, nie rezygnując przy tym z perspektywy religijnej i humanistycznej.
Wiele tez i rozpoznań Sommerville’a łączy bowiem przekonanie (i zarazem obawa), że zwycięski pochód wąsko pojmowanego racjonalizmu doprowadził do marginalizacji uniwersytetu, a co za tym idzie – wkrótce może zagrozić samej możliwości wypowiadania się w zrozumiałym dla nas wszystkim języku o podstawowych ludzkich celach, potrzebach i wątpliwościach. Swój esej autor traktuje także jako próbę ukazania znaczenia religii dla uniwersytetu, zwłaszcza w tak podzielonym w sprawach religii społeczeństwie jak amerykańskie.
Od Redakcji
Do tej pory myśleliśmy o sekularyzacji jako procesie uniwersalnym, jednorodnym i nieuniknionym – sekularyzacja właściwie nie wymagała objaśnienia. Z biegiem czasu okazało się jednak, że ta przyjmuje wiele form i w różnych kulturach ma różne przyczyny. Co więcej, niektóre z procesów sekularyzacyjnych mogą zostać odwrócone. Często wydawało nam się też, że amerykańskie doświadczenia z sekularyzacją mają wyjątkowy charakter, nie tylko gdy mowa o uniwersytetach i college’ach..
Można powiedzieć, że oficjalnie sekularyzacja na amerykańskich uniwersytetach rozpoczęła się wraz z utworzeniem Uniwersytetu Cornella w 1865 r., którego pierwszy rektor Andrew Dixon White postawił sobie za cel, by religia i nauka były wyraźnie rozdzielone. Sam White był osobą religijną, ale z właściwą kwakrom podejrzliwością podchodził do instytucji religijnych. Jedenaście lat później kolega White’a Johns Hopkins powołał do życia inny świecki uniwersytet – Uniwersytet Johnsa Hopkinsa. Wzorem dla niego były uczelnie niemieckie, w których kilkuset Amerykanów ukończyło studia w połowie XIX w. W późniejszym czasie programy kształcenia wprowadzone na tej uczelni posłużyły za podstawę nauczania w podobnych szkołach, takich jak Stanford założony przez innego kolegę White’a w 1891 r.
Te przodujące uniwersytety były uczelniami świeckim w pierwotnym znaczeniu tego słowa, tzn. były oddzielone od religijnych instytucji i zainteresowań. Nie były sekularne w sensie antyreligijnym i pewnie także dziś żaden z uniwersytetów – bez względu na to, jak bardzo dystansowałby się od religii – nie przyznałby się oficjalnie do podobnego nastawienia.