Wrażenie, jakie pozostaje po lekturze książki Sabiny Kruszyńskiej Zrozumieć niewiarę, dobrze oddaje już samo jej motto zaczerpnięte z Jana Jakuba Rousseau: „Człowiek prawdziwie wierzący, który wie, że niewierny jest też człowiekiem i być może człowiekiem zacnym, może bez popełnienia zbrodni interesować się jego losem” (List do arcybiskupa de Beaumont).
Za sprawą tych słów natychmiast znajdujemy się w perspektywie, której istnienie ludzie niewierzący rejestrują ze zdumieniem, czasem z bólem, czasem ze złością, a ludzie wierzący najczęściej i w ogromnej większości nie rejestrują wcale – ujmując rzecz najkrócej: to niewierzący są „problemem” dla świata jako całości, problemem, który stwarzają normalnej części świata, czyli wierzącym. Ci zaś rozwiązują ten problem następująco: z jednej strony, lokalizując niewierzących w przestrzeni własnej skali moralnej, z drugiej, traktując ich stan jako brak czegoś, co „naturalnie” być powinno – czyli wiary. Na poziomie prymitywnym jest to problem społeczny, moralny, polityczny itp., na poziomie bardziej subtelnym czy oświeconym – problem intelektualny. Tak czy inaczej: problem. Wierzący jako tacy problemem (do rozwiązania) już nie są.
Wielowiekowy spór
Że taka perspektywa istnieje, jest oczywiste. Że nadal ma istotne znaczenie – też. Trudność powstaje dlatego, że autorka, która – jak rozumiem – przytacza owe słowa Rousseau aprobująco, sama w istotnym zakresie pozostaje w wyznaczanej przez nie perspektywie. Nie chcę być niesprawiedliwy. To pewnie nie do uniknięcia, kiedy przedmiotem zainteresowania i płynącej z niego tak obszernej i analitycznej książki jest wielowiekowy spór i związana z nim walka – a to znaczy także emocje i urazy, których spór ów stał się źródłem. Mówię o tym, ponieważ zasygnalizowana słowami Rousseau perspektywa pozostaje dla Kruszyńskiej istotna do końca. Cała dokonana w tej książce praca prowadzi do konkluzji dotyczących możliwości uporania się z napięciem wywoływanym przez (rosnącą) obecność niewierzących w przestrzeni (zdominowanej dotąd przez) wierzących – nawet jeśli autorka zdaje sobie sprawę, że wyznaczniki statystyczne i instytucjonalne jednego i drugiego kręgu osób w europejskiej przestrzeni publicznej najwyraźniej już się odmieniły, a i w Polsce zaczynają się odmieniać.
To oczywiście nie tylko perspektywa autorki, ale wciąż jeszcze dominanta kulturowego napięcia między wiarą a niewiarą. Z tej samej perspektywy Jan Woleński – jeden z niewielu polskich intelektualistów, którzy w sporze, o jakim tu mowa, aktywnie, badawczo uczestniczą – polecając w ramach akcji „Gazety Wyborczej” propagującej amerykańską ideę „książki wspólnej dla uniwersytetu” pracę Juliana Bagginiego Atheism. A Very Short Introduction, swoją rekomendację uzasadnia faktem, że książka ta wprowadza w świat ponad ośmiuset milionów ludzi nam współczesnych, których nie należy lekceważyć, a zarazem musi się bronić przed zarzutem ateizacji studentów za pośrednictwem takiej lektury.