Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w wydanym w 2002 r. raporcie podkreśliła, że „wykorzystywanie i zaniedbywanie dzieci to problem ogólnoświatowy. Dotyczy on wszystkich pokoleń, warstw społeczno-ekonomicznych i społeczeństw”. Opublikowana w 2011 r. metaanaliza badań nad wykorzystywaniem seksualnym dzieci pokazała, na których kontynentach dochodzi do częstszego ich krzywdzenia. Jednak od kilkunastu lat, a dokładnie od stycznia 2002 r., kiedy na łamach Boston Globe ukazał się raport dotyczący duchownych wykorzystujących osoby nieletnie w diecezji bostońskiej, w świadomości społecznej zaczął funkcjonować zwrot „księża pedofile”. Jest on nie tylko mylący, ale czasami używany bywa po to, by świadomie wprowadzać w błąd. Po pierwsze, typowy pedofil nie istnieje. Pochodzą oni ze wszystkich warstw społecznych i mają różne wykształcenie. Po drugie, większość ofiar duchownych to nie dzieci. Po trzecie, duchowni katoliccy to nie grupa zwiększonego ryzyka.
Przestępcy w koloratkach
Duchowni wykorzystujący nieletnich, podobnie jak inni przestępcy seksualni, w różny sposób dokonują swoich czynów. Ogólnie można ich podzielić na dwie kategorie: przestępców „sytuacyjnych” („regresyjnych”) bądź „preferencyjnych” („fiksacyjnych”). Do pierwszej grupy należą duchowni (hetero- bądź homoseksualni), którzy uważają siebie za zainteresowanych kontaktami seksualnymi z dorosłymi (bez względu na to, czy dochodzi do takich relacji, czy nie), ale szukają kontaktu z nieletnimi w „pewnych” okolicznościach, takich jak np.: nieograniczony dostęp do nieletnich, bycie pod wpływem substancji odurzających (alkoholu bądź narkotyków), nieradzenie sobie z okresami wzmożonego stresu, dołujące poczucie niskiej wartości, „zakochanie się” w nieletnim z którym duchowny czuje bliskość i/bądź więź, anonimowy seks z obcymi, których bierze się za dorosłych, ale którzy nie osiągnęli jeszcze tego wieku, lęk przed zarażeniem AIDS, lęk przed ciążą. Do drugiej grupy należą duchowni, którzy skupieni są przede wszystkim na dzieciach. Zazwyczaj nie są oni zainteresowani osobami dorosłymi, i w celu zdobycia zaufania swoich ofiar (a często i ich rodziców) „uwodzą” dzieci poprzez okazywanie im wyjątkowego „ciepła” („opieki”). Kiedy więź z dzieckiem zostaje nawiązana, rozpoczynają seksualne wykorzystanie. Od pedofilii należy odróżnić przemoc seksualną wobec dzieci. Celem tej przemocy nie jest zaspokojenie popędu seksualnego poprzez kontakt z dzieckiem, lecz zaspokojenie potrzeby skrzywdzenia dziecka, która to potrzeba wyrasta na podłożu seksualności.
Etiologia pedofilii do dzisiaj pozostaje niewyjaśniona. Najwięcej zwolenników zyskał pogląd, że pedofilia charakteryzuje się etiologią wieloczynnikową, która obejmuje trzy obszary uwarunkowań: biologiczne, kulturowe i psychiczne. Naukowcy doszukują się więc przyczyn tego typu zachowań w analizie badań neuroradiologicznych, neurochemicznych, jak i z zakresu psychologii klinicznej. Wśród przyczyn biologicznych wymienia się podobne do tych, które znajduje się u sprawców przemocy seksualnej wobec dorosłych. Są to m.in.: uszkodzenia i choroby płata czołowego mózgu, drobne uszkodzenia mózgu wiążące się z porodem, wysokie stężenie noradrenaliny, wysokie stężenie testosteronu, padaczka pochodzenia skroniowego, niedobór serotoniny, choroby OUN związane np. z nadużywaniem alkoholu, zaburzenia genetyczne (np. zespół Klinefeltera), zaburzenia neurologiczne (np. stwardnienie rozsiane, choroba Parkinsona). Badania nad przyczynami biologicznymi nie potwierdziły wpływu dziedziczności. Wśród czynników psychicznych wymienia się najczęściej zaburzenia preferencji seksualnych, wczesnodziecięce doświadczenia, wykorzystanie seksualne w dzieciństwie, urazy, szoki, kompleks niższości połączony z potrzebą dominacji, kontakty z subkulturą, zaburzenia osobowości. O wpływie przyczyn kulturowych mówi się wówczas, gdy w jakiejś kulturze wykształca się zwyczaj utrzymywania kontaktów seksualnych z nieletnimi.