fbpx
z Joanną Kos-Krauze i Krzysztofem Krauze rozmawia Sławomir Kwiecień Grudzień 2013

Rozbite lustro Papuszy

Jest takie przekleństwo: „Obyś wiedział pierwszy”. Papusza wiedziała pierwsza. Wiedziała, że losy Romów trzeba zapisać, inaczej ulegną zapomnieniu. Miała odwagę być sobą, przemówić własnym głosem. W patriarchalnym romskim społeczeństwie był to akt wielkiej odwagi.

Artykuł z numeru

Narodziny: scenariusz i reżyseria

Narodziny: scenariusz i reżyseria

„Zawsze szukamy z Joanną czegoś, czemu będzie można oddać parę lat życia i tego nie żałować” – tak mówił pan Krzysztof po premierze filmu Mój Nikifor. Teraz, po obejrzeniu filmu Papusza, nie mam wątpliwości, że taki temat Państwo znaleźliście. Kiedy po raz pierwszy przyszła do Was Papusza?

Joanna Kos-Krauze: Już dość dawno temu. Uczyłam się w liceum w klasie humanistycznej i miałam bardzo dobrych polonistów. Analizowaliśmy wiersze Papuszy, sięgnęłam wtedy także po książki Jerzego Ficowskiego i tak Papusza została we mnie na lata. Podobnie było z Nikiforem, którego poznałam dzięki książkom Andrzeja Banacha. A skoro kino publicystyczne, doraźne nie bardzo nas już interesuje, takie tematy powracają. Papusza jest chyba naszym najtrudniejszym filmem. Także dlatego, że przy jego realizacji poszliśmy na najmniejszą liczbę kompromisów, i to zarówno wobec materii filmowej, scenariusza, jak i stosunku do bohaterów. To był film trudny, ale mam nadzieję, że nie okazał się niemożliwy. Mam wrażenie, że udało nam się zapisać i przywrócić do życia pewien nieistniejący już świat. Głęboko wierzę, że Papusza, Ficowski i Tuwim to osoby, które będziemy jeszcze nie raz przywoływać. Może zabrzmi to banalnie, ale poezja się ocala.

Pana Krzysztofa Papusza ukąsiła, ugryzła zębami Jerzego Ficowskiego.

Krzysztof Krauze: To sytuacja trochę jak z mitologii greckiej. U Roberta Gravesa na pewno znalazłby się właściwy mit. Ficowski strawił Papuszę i ją „wypluł”. Powstały książki, poemat muzyczny i film fabularny. Dzięki realizacji takich filmów jak Papusza coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tak naprawdę to bohaterowie wybierają sobie autorów. Papusza dotarła do nas i wymusiła tę opowieść. Obsadziła film, wybrała właściwe plenery, nastroje, formę, a nawet muzykę. To Papusza wybrała odtwórczynię swojej roli, bo Jowita Budnik musiała spełniać pewne charakterologiczne cechy. Z tego by wynikało, że autorzy, twórcy nie do końca decydują o wyborze tematów. Oczywiście, żyjemy w określony sposób, na pewne tematy się otwieramy, a potem to już one same nas niosą. Tym bardziej kiedy dotyczy to takich filmów jak Papusza i Mój Nikifor, których antropologiczny rys wymaga wkroczenia w nieznane rejony. Trzeba coś zrekonstruować, odszukać i przeczytać. Papusza to cały regał książek, filmów, muzyki, to samo dotyczy zresztą także naszego kolejnego filmu Ptaki śpiewają w Kigali.

Jak ścierały się Państwa poglądy w kwestii artystycznych wyborów i ostatecznego kształtu filmu? Czy pojawiły się między Wami jakieś zasadnicze różnice zdań?

J. K.-K.: Zdarza nam się ze sobą nie zgadzać, nie kłócimy się jednak o głupoty, ale o rzeczy ważne. W tym filmie nie ma ani jednego kadru, który nie byłby wspólną decyzją i nie wynikał z siły woli naszej i operatorów. W czasie dokumentacji wykonaliśmy kilka tysięcy zdjęć. Od strony operatorskiej świat filmu zawdzięczamy Krzysztofowi Ptakowi, który był z nami od początku. Światło i postprodukcja są także jego dziełem. Później dołączył do nas Wojciech Staroń.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się