Prowadzone od lipca 1898 do września 1900 r. zapiski stanowią tylko niewielki wycinek dzienników Rilkego – do tej pory drukiem ukazały się zeszyty z lat 1897–1902, późniejsze są jeszcze opracowywane. Kiedy w 1897 r. René Rilke w monachijskim teatrze poznał Lou Andreas-Salomé, była ona uznaną autorką, a na salonach plotkowało się o jej burzliwych (choć zapewne białych) romansach z Fryderykiem Nietzsche i Paulem Reé. Natomiast 22-letni Rilke był neurotycznym, ambitnym, rozpoetyzowanym chłopcem. To Lou zasugerowała, aby zniemczył swoje imię.
Piętnaście lat starsza, żyjąca w nowoczesnym, „otwartym” małżeństwie z orientalistą Karlem Andreasem pisarka stała się dla poety muzą, kochanką i powiernicą. Wspólnie podróżowali po Rosji, płynęli Wołgą i odwiedzili Tołstoja. W podberlińskim Schmargendorfie Rilke mieszkał obok ukochanej: razem czytali na głos i boso spacerowali po lesie, ale także rąbali drzewo i zmywali naczynia. Korespondowali do końca życia poety. Długo po zakończeniu najgorętszej fazy romansu Rilke zwierzał się Lou z sercowych kłopotów, duchowych rozterek i fizycznych dolegliwości. Znalazł u niej troskliwość i ciepło, jakiego nie zaznał od matki, która do siódmego roku życia ubierała go w sukienki. Jako wierna uczennica Freuda Lou chętnie analizowała delikatną psyche przyjaciela. Po latach pisała jednak żarliwie: „Byłam przez lata Twoją żoną, boś Ty stał mi się najpierwszą, najrzeczywistszą rzeczywistością, jednością ciała i człowieczeństwa, prawdziwym tworem życia. Słowo w słowo mogłam Ci wyznać to samo, coś Ty mi wyznał mową miłości: »ty jedna jesteś rzeczywista«”.
Próba głosu
Dziennik schmargendorfski przybiera postać listu do Lou – zawieszany w okresach gdy byli razem, odradzał się w chwilach tęsknoty. Włączone zostały do niego wiersze (lub tylko ich szkice) oraz krótkie opowiadania (niektóre z nich zostały potem dopracowane i opublikowane). „Wiesz, co czuję? Te kartki są uliczkami dla Twoich słów” – zapowiadał na wstępie poeta. Czuł się zainspirowany i natchniony przez Lou, więc nawet kiedy się wywnętrzał, miał wrażenie, że mówi o niej i dla niej. Te zapiski układają się w miłosny wieniec, a zarazem solilokwia, próbę głosu dojrzewającej osobowości. „Dlaczego nagle tyle piszę? Bo znowu właśnie – zaczynam. Dziś stało się nagle początkiem, jedynką. Początkiem czego? Jedynką przed czym? Przed wielką liczbą, może wielomilionową”.
Każde doświadczenie Rilke pragnie włączyć do poetyckiej konstelacji i martwi się, gdy wrażenia przechodzą nieprzetrawione, powszednie: „Wszystko, co zostało naprawdę zobaczone, musi stać się wierszem! I ciągle jeszcze nie mogę uwierzyć, że się wtedy myliłem – chociaż…”. Na kartach dziennika ujawniają się obsesje poety. Wciąż powraca temat pracy, która dla Rilkego nie sprowadza się do godzin spędzonych przy biurku, lecz polega na twórczym kształtowaniu życia: