Był rok 1813, a Europa, przeorana wojnami, pustoszona przez nędzę i głód, dla Polaków okazała się sceną upadku. Nieco wcześniej Ostrowski pisał do żony: „Klęska nasza jest wielka, owe świetne w ludziach położone nadzieje, po części już zniweczone lub bardzo oddalone. Z owych licznych, zwycięskich rot pozostały rozsypane, zgłodniałe bandy żołnierza, który ani wodza, ani porządku nie zna, tylko oddaje się rabunkowi” (s. 152). „Bieda Publiczna… Bieda prywatna… Bóg jeden pociechą” (s. 154) – te słowa napisze później, w zmienionych okolicznościach, ale mogły stanowić motto w roku 1813.
Ostrowski był wyrazistą postacią Księstwa Warszawskiego, Królestwa Polskiego, powstania listopadowego, uczestnikiem i komentatorem historycznych wypadków. Jako patriota polskie klęski brał boleśnie, ale w wydanych po raz pierwszy dziennikach wypowiada się jako człowiek prywatny. Historia pełni funkcję tła w pasowaniu się z osobistą tragedią. I właśnie intymność decyduje o fenomenie tych diariuszy – znakomitego, po raz pierwszy udostępnionego odkrycia Elżbiety Wichrowskiej. Dla filologów będą przyczynkiem do rozważań na temat polskiej intymistyki, ważnym dokumentem kultury I połowy wieku XIX, i to w tych obszarach, które dominacja tematu narodowego spychała na margines. Pokazują dom, małżeństwo, rodzinę, wielką miłość oraz jej stratę i wysiłek istnienia „po końcu świata” – bo tym dla autora była przedwczesna śmierć żony.
Zacytowałam słowa o „strasznych lecz sprawiedliwych wyrokach nieba”, bo taka postawa mało jest dziś popularna. Nawykliśmy do przeświadczenia, iż szczęście nam się należy, jest normą ludzkiego życia, a jeśli coś je niszczy, są to „wyroki niesprawiedliwe” – losu, nieba, ludzi, przypadku. Niezwykły traf, jakim dla Antoniego i Józefy był dar ich spotkania, padł w świecie, gdzie człowiek pamiętał o kruchości dobrej doli i wszechobecnym bólu, a Hioba miał za uniwersalną figurę ludzkiej kondycji. Ostrowski pisze o sobie: „Ten, którego szczęściu niedawno zazdroszczono… tak jest nędzny, iż zasługuje na ten sentyment od drugich” (s. 325).
Małżeńskie szczęście Ostrowskich od początku – choć wiedzą, że to miłość „raz na tysiąc lat” – przeżywane jest ze świadomością, iż nawet zaspokojenie najdroższych uczuć, „dogodzenie najprzyjemniejszym namiętnościom” pozostawia w sercu człowieka „vacuum, czczość, która Bogiem zapełniona być może” (s. 261). Ich miłość rozgrywa się we wszystkich rejestrach egzystencji, także fizjologicznej intymności, jaka dziś budziłaby czasem zakłopotanie kochanków, ale ani na chwilę nie gubi metafizycznego horyzontu. I właśnie żywa, głęboka wiara oraz poczucie obowiązku wobec czworga osieroconych dzieci będą podtrzymywały Ostrowskiego w czasie próby. Nie znaczy to, że przechodzi przez nią łatwo: świadczy o tym zwłaszcza drugi z dzienników: Dziennik moich uczuciów, rejestrujący przepływy emocji zrozpaczonego i upartą walkę, by nie dać się pochłonąć przez ból. W pierwszym dzienniku Życie najlepszej żony opisane przez czułego jej małżonka dla kochanych dzieci znajdujemy portret Józefy: „zwykłej niezwykłej kobiety”, która już jako 17-latka wiedziała, że chce wywalczyć sobie dobre, pełne życie. Model miłości i małżeństwa, jaki rysują te zapiski (upamiętniające zmarłą, będące formą terapii, ale też poradnikiem dla dzieci autora, by w przyszłości szukały prawdziwej miłości), to niezwykłe połączenie konserwatyzmu i nowoczesności. Promują słodycz i uległość kobiety, ale wiążą je z ideą związku partnerskiego i równorzędności praw obu stron. Małżonkowie są kochankami, przyjaciółmi, powiernikami. Ostrowski był obecny przy porodach żony, wspierał ją w kłopotach karmienia piersią, znał problemy menstruacyjnego cyklu. Gdy wspomnimy scenę z Wojny i pokoju, kiedy żona Andrzeja Bołkońskiego bezskutecznie próbuje podzielić się z mężem obawami związanymi z porodem, lepiej zrozumiemy niezwykłość relacji Ostrowskich. To raczej literacka scena wyznaczała bowiem kulturową normę. Ostrowski pisze zresztą, że o swoją wizję miłości musieli walczyć ze światem, dla którego nie była dość modna, dość elegancka czy wreszcie prowokowała destrukcyjne zapędy zazdrośników. Wprawdzie powieść de Laclos Niebezpieczne związki, kiedy ukazała się w 1782 r., została uznana za niemoralną, ale w eleganckim „mondzie” nie brakowało ludzi skłonnych, za cichym pozwoleniem towarzystwa, czynić teatr z ludzkich uczuć i niszczyć to, co wyrastało z zasad. W tamtych niespokojnych czasach małżonkowie musieli być samoświadomi swych celów, by nie zatracić wygranej.