„Cóż może literatura?” – tak dramatycznie brzmiące pytanie postawił niedawno Antoine Compagnon, jeden z czołowych francuskich teoretyków literatury, podczas wykładu inaugurującego powstanie Katedry Literatury Nowożytnej i Współczesnej w Collège de France. Czy w erze wizualnych mediów, konsumpcjonizmu i technologicznego przyspieszenia literatura jest w stanie zaproponować coś współczesnemu światu? Czy możemy, jak Italo Calvino, budować naszą wiarę w przyszłość literatury na przekonaniu, że „są rzeczy, które dać nam może tylko [ona]”? Czy literatura może mieć dziś jeszcze wpływ na kształt społeczeństw czy świata? Twórczość Patricka Modiana wydaje się dawać dowód na to, że literatura nie straciła siły oddziaływania, choć z pewnością czyni to dziś z innej, niż w czasach jej świetności, pozycji.
Kto gra w „żydowski tenis”?
Urodzony w 1945 r. pisarz debiutuje tuż przed wybuchem majowej rewolty w Paryżu, kończącej we Francji pewną epokę hołdującą tradycyjnym wartościom, kiedy literatura odgrywała w życiu społecznym istotną rolę. Młody Modiano ma jeszcze okazję zetknąć się bezpośrednio z tym ginącym światem, dzięki spotkaniom z Paulem Morandem czy Emmanuelem Berlem, pisarzami, którzy znali osobiście Marcela Prousta, czy wreszcie dzięki czytywanym wciąż jeszcze w tym czasie dziełom autorów przeżywających lata swej świetności w okresie międzywojennym. Nagroda im. Rogera Nimiera za pierwszą powieść zatytułowaną
La place de l’étoile ustanowiona przez Florence Gould, przedwojenną animatorkę jednego z literackich salonów, miała, jak się zdaje, uczynić z niego spadkobiercę tej tradycji. Koniec lat 60. to także schyłek nowopowieściowej awangardy, która zakwestionowała tradycyjne literackie przedstawienie, a jednocześnie – na fali intensywnie rozwijających się we Francji nauk humanistycznych – początek poststrukturalnej krytyki samego języka, postulującej uchylanie znaczenia poprzez nieustanne odsyłanie tekstu do innych tekstów i tworzenie symulakrów rzeczywistości. Modiano do pewnego stopnia wytacza literaturze i językowi podobny proces, choć wbrew intelektualnym modom tych czasów przesuwa jego ciężar w stronę uwikłań tejże literatury i języka w rozpowszechnianie antysemityzmu, czyniąc je właściwie, jak stwierdza jeden z francuskich badaczy jego twórczości, współodpowiedzialnymi za obozy śmierci (1). La place de l’étoile powstaje zatem z potrzeby znalezienia odpowiedzi na pytanie, przed którym, jak sobie wyobrażał młody autor, postawiony musiał być jego ojciec w konfrontacji z antysemityzmem lat 30. i okupacji: „Co oznacza być Żydem?”. Próbując znaleźć tę odpowiedź, sięga do „bogatego zasobu kulturowych reprezentacji, społecznych stereotypów i ideologicznych wyobrażeń, które zasilały go w ciągu wieków” (2), przy czym traktując je jak rodzaj masek, które kolejno nakłada w toku powieści narrator Raphaël Schlémilovitch, obnaża tym samym ich nierzeczywisty charakter. Owa metaforyczna tułaczka Raphaëla od wyobrażenia do wyobrażenia nie tylko odzwierciedla sam mechanizm powstawania antysemityzmu, polegający na mnożeniu w zbiorowym imaginarium obrazów oderwanych od doświadczenia konkretnych osób, lecz stanowi jednocześnie polemikę z Sartre’owskim przekonaniem, zgodnie z którym bycie Żydem jest efektem takich właśnie wyobrażeń (3). W ujęciu Sartre’a „żydowska różnica”, jak mówi Maurice Blanchot, funkcjonuje zatem jedynie jako „negatyw antysemityzmu” (4). W kolejnych książkach, a zwłaszcza w wydanej w 1972 r. powieści o ojcu zatytułowanej Les boulevards de ceinture, Modiano ukazuje konsekwencje takiego podejścia. Ojciec, „apatryda, bez społecznego statusu i stałego miejsca zamieszkania” (s. 148 – cytaty podaję za wydaniem kieszonkowym z 1997 r.), a jednocześnie związany z grupą kolaborantów żyjących z nielegalnego handlu, wielokrotnie napiętnowany jest w związku ze swym żydowskim pochodzeniem – poprzez kontrolę dokumentów, niemożliwość uzyskania paszportu, antysemickie komentarze, agresywne zachowanie niektórych towarzyszy itd. Osadzając akcję powieści w trzech planach czasowych, które pojawiają się ponadto we wspomnieniach narratora wywołanych znalezioną na dnie szuflady starą fotografią ojca i jego kompanów, Modiano zamazuje jednak wyraźne odniesienia historyczne (brak dat) albo ogranicza je do aluzji (np. poprzez wzmiankowania miejsc związanych z prześladowaniem Żydów w okupowanym Paryżu). Rezygnując w ten sposób z realistycznego przedstawiania „czarnych lat” okupacji na rzecz czegoś w rodzaju seansu spirytystycznego (postaci z fotografii ożywają), stwarza w powieści klimat nieustannego zagrożenia, nieokreślonego lęku przed powrotem duchów przeszłości. Ów lęk, za którym domyślamy się pamięci o prześladowaniach narodu żydowskiego, choć nie jest to nigdy wprost określone, daje o sobie znać na nowo w każdej sytuacji dostrzegania żydowskiej różnicy: „O, proszę! Żydzi przyszli!” – mówi konsjerż kamienicy, w której mieszka narrator ze swym ojcem w powojennym już Paryżu. Ostatecznie wydaje się, że młodego autora przeraża nie tyle zadeklarowany antysemityzm faszystowskiej ideologii, ile bezrefleksyjny antysemityzm francuskiego społeczeństwa, bliski Arendtowskiej „banalności zła”, który w powieści zostaje przedstawiony jako gra w „żydowski tenis”: „Jeśli dobrze zrozumiałem – mówi narrator Les boulevards de ceinture – w [żydowski tenis] grano w dwie osoby podczas przechadzki, czy też na siedząco, na tarasie jakiejś kawiarenki. Ten, kto pierwszy wykrył Żyda, musiał to zgłosić. Dostawał piętnaście punktów (…), jeśli z kolei drugi gracz spostrzegł Żyda, był remis. I tak dalej. Zwyciężał ten, kto wykrył więcej Żydów. Punkty liczono jak w tenisie” (s. 162).