Jakiś czas temu gościła w Polsce grupa chińskich badaczy tworzących zaplecze doradcze ówczesnego przewodniczącego ChRL Hu Jintao. Oprócz licznych spotkań w ośrodkach akademickich i analitycznych mieli oni w programie również wizytę w Muzeum Powstania Warszawskiego. Po wyjściu stamtąd przewodnicząca delegacji zwróciła się do swoich chińskich kolegów, mówiąc o Polakach: „Oni nie nauczyli się Rosji” (Mei xue Eluosi). Z kolei w Sejmie, na spotkaniu z Komisją Spraw Zagranicznych, po przemowie naszych polityków o tym, że Rosja się zmienia, że tworzy się w niej klasa średnia, która z czasem niechybnie doprowadzi do zdemokratyzowania się kraju i włączenia go do europejskiej rodziny narodów, chińska przewodnicząca stwierdziła: „A więc naprawdę wierzycie, że można wpuścić dzikie zwierzę do domu i że ono zacznie się zachowywać w sposób cywilizowany?”.
Polityka Państwa Środka
Reakcje ze strony członków tej delegacji świetnie pokazują chińską percepcję świata i sposób prowadzenia polityki – jakże odmienny od polskiego czy nawet europejskiego. Każde ze zdań tu przytoczonych można uogólnić i przedstawić jako polityczne założenia Państwa Środka. Po pierwsze więc, historyzm: jeśli ma się 5 tys. lat historii i żywi się przekonanie, że lubi się ona powtarzać, to polityczna perspektywa jest zupełnie inna. Gdy Mao Zedong przygotowywał się do wojny z Indiami w 1962 r., powiedział swoim doradcom, że Chiny stoczyły z Indiami „półtorej wojny” (miał na myśli konflikty z VII i XVI w.) i biorąc z tych kampanii przykład, warto zaatakować. Jak zauważył Henry Kissinger: „w każdym innym kraju byłoby nie do pomyślenia, żeby nowoczesny przywódca rozpoczął duże przedsięwzięcie o narodowej skali, odwołując się do strategicznych zasad rządzących wydarzeniami sprzed tysiąca lat; tym bardziej, by jego współpracownicy wychwycili aluzję” (1). Patrząc z takiej perspektywy, zyskuje się spokojne spojrzenie i czasowy dystans. Przypomnijmy, że Mao wygrał starcie z Indiami, pokonując politycznego idealistę Jawaharlala Nehru.
Drugie założenie dotyczy rozdzielenia aksjologii od polityki. Ten motyw łączy chińską myśl z klasycznym realizmem politycznym – wywodzącym się, nawiasem mówiąc, m.in. od chińskiego myśliciela Sun Zi. Hans Morgenthau, klasyk w dziedzinie studiów międzynarodowych, tłumaczył to w sposób następujący: „świat jest taki jak człowiek – niedoskonały: składa się ze sprzecznych interesów, niekompatybilnych wartości i jest miejscem, gdzie zasady moralne nigdy nie są w stanie być zrealizowane w pełni [,co powoduje, że] realizm polityczny skupia się raczej na próbie realizacji mniejszego zła niż absolutnego dobra” (2). Ta relatywistyczna postawa dobrze współgra z chińską filozofią, w której wszystko jest względne – nie ma jednej prawdy absolutnej, świat składa się z nachodzących na siebie i uzupełniających się przeciwności, podlegając ciągłej przemianie. To dlatego Chińczycy nie mieszają sfery wartości i interesów (jak to ma miejsce u nas): jeśli widzą w czymś interes, będą dogadywać się nawet z samym diabłem – tym bardziej że w niego nie wierzą. Zamiast ust pełnych frazesów wolą chłodny realizm. Z chińskiej perspektywy łączenie aksjologii z polityką świadczy albo o hipokryzji w duchu amerykańskim, albo o niekompetencji (skoro brakuje argumentów merytorycznych, używa się aksjologicznych, co dowodzi nierzeczowości i infantylizmu). Sami wybierają cynizm, nie hipokryzję.