fbpx
Jacek Podsiadło grudzień 2008

Allegro moderator (1)

Piętnastego lipca 1965 roku o szóstej rano było już cieplutko. Sam środek lipca, sam środek lata, sam środek wakacji. Słońce zaczęło grzać, ale budynek dworca jeszcze był zimny w środku, a rześko ryczące autobusy i snujący się wokół wcale liczni pasażerowie wciąż jeszcze ciągnęli za sobą nienaturalnie duże cienie.

Artykuł z numeru

Prawa człowieka. Zawieszone do odwołania?

Sporo cienia leżało nawet przy wyrwanych z kontekstu, dwumetrowej długości krawężnikach wyznaczających miejsca, do których dobijały niebieskie autobusy karnie odjeżdżające każdy z własnego stanowiska. Pan Janusz miał prawie pół godziny do odjazdu do Opatowa. Ustawił się w słonecznej plamie, nerkami do nieba, żeby podgrzać akumulatory, zapalił i po raz piętnasty ziewnął. Odprowadzał wzrokiem samicze sany i samcze jelcze krążące po placu manewrowym i miał nadzieję, że trafi mu się jelcz. O tej porze na pewno uda mu się zabrać, tym bardziej że zjawił się z dużym wyprzedzeniem, ale jelcz to zawsze jelcz. I więcej ludzi pomieści, i na masce silnika koło kierowcy można przysiąść w razie czego, i sam silnik więcej może. Silnik sana bzyczy, silnik jelcza ryczy. Myśl pana Janusza wróciła jeszcze do znajomego, którego spotkał przed chwilą. W tym samym czasie Elke i Michael, dwoje enerdowskich turystów w polskich Tatrach pakowało sobie jajka na twardo na całodzienną wycieczkę na Rysy, za chwilę, ubrani nieodpowiednio i nieodpowiedzialnie, mieli się pocałować i wyruszyć na szlak. Wakacje, powiedział Michael w radosnym zamyśleniu, i dodał coś dalej, ale nie wiadomo co, bo mówił po niemiecku. Pan Janusz podszedł do kiosku “Ruchu” z zamiarem kupienia gazety. Jego przekrwione oko padło na wystawione za szybą widokówki i poczuł się na tyle uroczyście, że postanowił wysłać kartkę przyjacielowi. Prawie nigdy tego nie robił, pisanie nie było jego mocną stroną, ale z zadowoleniem pomyślał, że zabije przy okazji dobre dziesięć minut zbędnego czasu. Nie przyszło mu do głowy wysłać pocztówki żonie, gdyż pan Janusz żony nie miał. A jeśli nawet miał, to ich pożycie układało się w sposób, który Amundsenowi kazał szukać szczęścia w arktycznych lodach.

– To ja poproszę sporty…

– Trzy pięćdziesiąt.

– I “Słowo Ludu”… I daj mi pani tą pocztówkę, o… O, tak, tą. Znaczek do niej ile będzie kosztował?

– Czterdzieści groszy. Na list by kosztował pięćdziesiąt, ale na pocztówkę to czterdzieści. Coś jeszcze?

– Nie, wystarczy.

W tym samym czasie w Izabelinie ksiądz Aleksander Fedorowicz, dobry proboszcz Ali, witał się już ze śmiercią. Cierpiał, ale starał się z tym cierpieniem pogodzić. O wiele gorszy od cierpienia był strach. Rak. Tyle razy słyszał to słowo, tyle razy sam je sobie powtarzał przez ostatnie lata, a ani trochę się z nim nie oswoił. “Chory jest jak miasto otwarte po kapitulacji” – przypomniał sobie własne słowa, które skreślił w jakimś liście z odrobiną dumy, świadomy, że wyraża właśnie złotą myśl.

M u s i a ł o  być ciepło, skoro w wysokich Tatrach szwargoczący miłosne szlagworty turyści ruszyli w góry w samych koszulkach, tak lekkich, że pod wieczór od zamarznięcia będzie ich ratował oddział goprowców. Zapowiedziano niewyraźnym głosem odjazd autobusu i znaczek pan Janusz naklejał już w pośpiechu. Liznął drugą stronę statku skandynawskiego z IX wieku i przycisnął go w wyznaczonym miejscu tak niedbale, że prawy dolny rożek znaczka wystawał nieco poza pocztówkę. Spraw, dobry Boże, żeby pan Janusz przejechał szczęśliwie tych trzydzieści kilometrów do Opatowa, i niech los nie przeciąga struny, która porządnego chłopa może zmienić w złoczyńcę albo wariata, niech spotka tam kobietę, która go pokocha i obdarzy potomstwem, choćby nielicznym, aby jego córka mogła kiedyś, kiedy w młodzieżową modę wejdzie korzystanie z “mowy znaczków”, nakleić na kopercie znaczek mocno przekrzywiony w lewo, z wystającym rożkiem, dając adresatowi słodką prawie pewność, nawet jeżeli w środku będzie napisane “Piszę tylko dlatego, że nudzę się na lekcji, no i zostawiłeś to lusterko z Braderhud of Men i nie wiemy, co mamy z nim zrobić?!”

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się