fbpx
Krzysztof Michalski
Krzysztof Michalski fot. iwm.at
z Krzysztofem Michalskim rozmawia Dominika Kozłowska wrzesień 2011

Ślad wieczności

W jaki sposób cielesność określa ludzką egzystencję? Co to znaczy, że „jestem ciałem”? To znaczy: jestem śmiertelny. To znaczy także: jestem podatny na cierpienie.

Artykuł z numeru

Kto się boi feministek?

Zazwyczaj poruszamy się w dualistycznym schemacie myślenia, w którym ciało jest ujmowane jako to, co skończone i ograniczone, dusza zaś jako to, co nieskończone i wieczne. W jaki sposób te dwa porządki spotykają się w człowieku?

Dualizm w tym kontekście to, jak sadzę, pogląd, że człowiek składa się z dwóch niezależnych od siebie sfer (rzeczy, substancji): duszy i ciała. Jednak nie wszystkie rzeczowniki nazywają jakieś rzeczy. Terminy „ciało” i „dusza”, a w rezultacie również „skończoność” i „nieskończoność”, mogą odsyłać do całości ludzkiego życia, mogą charakteryzować całego człowieka, a nie tylko jakiś jego kawałek. Pytanie o to, jaki jest stosunek obu sfer w ludzkim życiu – nieskończoności do skończoności, wieczność do czasu, duszy do ciała – jest jednym z centralnych pytań naszej tradycji. W chrześcijaństwie odnosi się ono do wcielenia. Jak to bowiem możliwe, że Słowo – wieczne, zawsze takie samo, niezmienne Słowo – stało się ciałem: ciągle zmiennym, kruszącym się, łysiejącym?

W jaki sposób – przenieśmy to pytanie w inny, niereligijny język – w kupce kredy na tablicy, którą zaraz zetrę, kryje się idealne, zawsze takie samo, a więc wieczne znaczenie? Uformowana przez codzienne doświadczenie wyobraźnia podsuwa nam obrazy pozornie wyjaśniające te trudności: diament (niezmienny, twardy, zmiana się go nie ima) w nietrwałej otoczce; jeden element zostaje, drugi przemija. Księża używają takich opisów, by nas pocieszyć (jest w nas coś, co nie umrze), a filozofowie formułują je w skomplikowany sposób, żeby zaspokoić nasze ambicje intelektualne.

Ciało jest czymś, co zakotwicza nasze życie w czasie. Ciało zmienia się z każdą sekundą od narodzin aż do śmierci. Doświadczenie ciała i doświadczenie przemijania są powiązane. Nie możemy doświadczyć wieczności inaczej niż tylko poprzez ciało. To jest jakiś paradoks.

Ja bym raczej powiedział: napięcie. Rzeczywiście, pojęcia wieczności nie da się, myślę, zrozumieć bez pojęcia czasu; jest jego drugą stroną. Wieczność to nie sfera pozaludzka, inny świat, do którego, być możne, wejdziemy po śmierci. Wpisana jest ona w ludzkie życie, między narodzinami a śmiercią. Tylko tu owo pojęcie nabiera jakiejś treści. To nie osobna rzecz, własność przedmiotów innych niż te, jakie znamy z codzienności, takich jak Kowalski z brzuszkiem, nad grobem. Tylko w kontekście kogoś takiego, jak ten Kowalski, tylko w kontekście jego (czy Pani) życia, pojęcie wieczności ma jakikolwiek sens. Podobnie jak czerwień, której nie da się pojąć bez czerwonych przedmiotów – czerwonych płaszczy, czerwonych chustek i maków – i która nie jest też jakimś kolejnym czerwonym przedmiotem.

Wieczność i czas nie żyją jednak w pokoju, w zgodzie, lecz właśnie w napięciu, w walce. Wieczność, tkwi w nas jak drzazga, sprawia, że życie zawsze uwiera, że jest nie do wytrzymania, przez co szukamy czegoś jeszcze.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się