fbpx
Halina Bortnowska styczeń 2009

***

Staszka Grabska, zmarła w późnym wieku córka zasłużonej rodziny, może być nazwana Marią Skłodowską polskiego uprawiania teologii, bo w podobnym stopniu była pionierką przełamującą bariery.

Artykuł z numeru

Czy mamy jeszcze duszę?

Staszka Grabska

Gdy umiera ktoś, kto pisał, jego napisane słowa zaczynają nowe życie. Jeśli przynoszą błogosławieństwo żyjącym, to zarazem pomnażają zasługi zmarłego przed Panem. Wynikałoby z tego, że odczytywanie tekstów Staszki jest formą modlitwy za nią i z nią jeszcze razem. Na początek wspomnienia o Staszce wybieram – prawie przypadkiem – rozważanie „na godzinę jedenastą wieczór”, słowa przywodzące na myśl sposób, w jaki się z nią żegnamy, na razie, tymczasem.

…Co to znaczy „w imię”? W Piśmie Świętym zwrot ten znaczy bardzo wiele – znaczy, iż wszystko, co się dzieje, dzieje się przez tego, czyje imię wzywamy, jego mocą, że wezwany jest obecny. Imię w Piśmie Świętym to obecność, władza, działanie, objęcie w posiadanie tego, co jest naznaczone imieniem. W imię Trójcy to znaczy przez Trójcę, w Trójcy, dla Trójcy. Gdy wymawiamy słowa w imię Trójcy, czyniąc znak krzyża, to sam krzyż Chrystusowy widzimy w ścisłej łączności z Ojcem i Duchem i całe dzieło Chrystusa Pana sytuujemy wewnątrz działania Trójcy – a zarazem wyznajemy, że to przez krzyż Chrystusowy cały świat „w imię Ojca, Syna i Ducha” stał się uświęcony i włączony w orbitę działania i życia własnego Trójcy Świętej…

(Stanisława Grabska, Świat w orbicie Ojca, Syna i Ducha Świętego, „Znak”, nr 277–278 [lipiec–sierpień 1977])

*

Polska zawsze miała swoje wielkie kobiety.

Staszka Grabska, zmarła w późnym wieku córka zasłużonej rodziny, może być nazwana Marią Skłodowską polskiego uprawiania teologii, bo w podobnym stopniu była pionierką przełamującą bariery.

Inna wielka polska biblistka, siostra Emilia Ehrlich, biblijne pióro Jana Pawła II, była jednak zakonnicą, osobą do głębi klasztorną, choć wielkiego wolnego ducha. Czemu napisałam „choć”? To nie było w jej przypadku „pomimo”, lecz właśnie „dlatego” – dzięki wspólnocie, która ją chroniła i uskrzydlała.

Nie mogę nazwać Staszki osobą samotną. Była bardzo rodzinna, a nadto współtworzyła różne kręgi przyjaciół. I miała też pojedynczych przyjaciół, z którymi łączyły ją szczególne, niepowtarzalne związki duchowe, zawsze dla obu stron bardzo ważne.

Żyła długo – było to utrzymujące się cudem ukryte błogosławieństwo i pomoc dla wielu. Ale przez to długie życie musiała też wielokrotnie cierpieć z powodu utraty ludzi na różne sposoby najbliższych. Nie oszczędzała emocji, jak oszczędzają je ci, co nie chcą intensywnie kochać, aby nie utracić. Ciężko jej też  było tracić niektóre możliwości tak zawsze ofiarnego i intensywnego służenia innym. Już pod koniec bardzo skarżyła mi się na to, że za mało ma szans mówienia i pisania, to znaczy publikowania – swoich myśli, które przecież nie przestały być potrzebne. Nie chciała być oszczędzana, choć wyraźnie brakowało jej sił i zdrowia. Dusza z coraz większym trudem ożywiała wiekowe ciało. Ciało należące do takiej duszy samo staje się dostojne. Z wysiłkiem się dźwiga, ale to nie hamuje duszy, która już biegnie tam, gdzie potrzebne jej świadectwo.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się