fbpx
Jacek Podsiadło luty 2009

Allegro moderator (2)

Na przedwojennej pocztówce wydanej przez Ostrowiecki Oddział Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego mam Kościółek sfotografowany przez samego Rekwirowicza, z pietyzmem, z jakim fotografuje się własne dziecko.

Artykuł z numeru

Niepełnosprawni umysłowo uczą mądrości

Stoi pośród drzew, okolony drewnianym płotkiem, po prostu Dolina Kościeliska widziana całkiem z bliska. Jest wczesna wiosna, bo po gałęziach sypnęły się dopiero blade pączki i kwiecie. Nie ma jeszcze Ronda ani Wiaduktu, jest za to w tle wyniesienie, które czas zniweluje oraz komin hutniczy na czwartym planie, dyskretny jak udający drzewo tajniak. I na razie jak tajniak samotny.

“Jego to poczucie piękna i zamiłowanie do fotografowania sprawiło, że prawie na każdym zebraniu podziwiano i omawiano artystyczne zdjęcia zamków, pałaców, urzekających krajobrazów naszego regionu…”. Tak przedwojenną działalność Rekwirowicza komplementuje w “Zarysie historii oddziałów P.T.K. i P.T.T.K. w Ostrowcu Świętokrzyskim” Stanisław Jeżewski. Rekwirowicz, który w 1962 roku raczył na wieki spocząć na cmentarzu w mojej rodzinnej Szewnie, poczuciem piękna chyba rzeczywiście przewyższał wszystkich, którzy przyszli po nim, aby fotografować fabryczny Ostrowiec. Poznawszy z górą dwadzieścia jego zdjęć mógłbym powiedzieć o nim tak, jak mówi się o malarzach: że poznaję jego rękę. Choć wiadomo, że chodzi o staranność raczej spojrzenia… W wycinanych przezeń ze świata ramkach króluje powaga i ład, za sztafaż wystarcza mu drzewo, byle budowla pozuje mu tak, że zyskuje dostojeństwo. Inna sprawa, że fotografował w czasach, kiedy było tu jeszcze na tyle niezastawionej przestrzeni, żeby widzieć rzeczy odsłonięte, w ich pełnej krasie. Kościoły, hutę i pejzaże miał podane na patelni. Ale samo to, że wiedział, z której strony je podejść w tych bezkrwawych łowach na urodę świata, to już dużo. Z najwyższym trudem i nie za pierwszym podejściem ubiłem na Allegro pocztówkę przedstawiającą “Szewnę. Widok ogólny”. Jest to arkadyjski pejzaż zimowy z widokiem na górę kościelną i samotnym drzewem na pierwszym planie. Rekwirowicz zdjął kościół przez Drogę wrzynającą się wąwozem między cmentarz i kościół. Droga wiedzie na Dolną Szewnę a nawet, gdyby się komu chciało iść, do Gromadzic. Rzadko kto jednak docierał dalej niż do leżącego u podnóża góry baru “Szewnianka”, po którym dziś oczywiście nie pozostał nawet zeschły koreczek serowy. Niedawno przy okazji odwiedzin cmentarza zboczyłem z pocztówką w ręku ku łąkom, żeby stanąć w miejscu, w którym 80 lat temu marzł, rozstawiając swój magiczny sprzęt, mój ulubiony fotograf. Jednak okazało się, że musiałbym oddalić się od kościoła i cmentarza znacznie dalej niż początkowo sądziłem, hen, w stronę Szewnianki (rzeczki, nie baru). Najwyraźniej Rekwirowicz nie zmieniał obiektywów jak rękawiczek i należał do tego szlachetnego gatunku, o którym dzisiaj się mówi, że “zoom ma w nogach”. Że zaś większą część tak istotnej w pocztówkowym ujęciu połaci zabudowano zniechęcającymi “jednorodzinnymi” klockami a ziąb był taki, iż uczucia romantyczne szybko ze mnie wyparowały, poprzestałem na konstatacji, iż nad grób Rekwirowicza jest stąd nie dalej niż paręset kroków (na widokówce majaczy nawet w dali zarys cmentarnego muru). I wróćmy teraz na trasę naszej wycieczki, w okolice Kościółka. Jeszcze podczas wojny ktoś zaszedł go z aparatem od tyłu i zrobił ładne ujęcie “Herz Jesu Kirche” zza płotu. Potem Kościółek jakoś się nie afiszował ze swoim istnieniem i zniknął z kart pocztowych na dłużej. W latach osiemdziesiątych zdjęto z niego stare i łatwopalne gonty i zastąpiono je miedzianą blachą. Sprzed wejścia zniknęły stare drzewa, za to niedawno wylądował tam kamień upamiętniający ofiary Katynia i stanął wielki, przysłaniający świątynię pomnik, żeby każdy mógł oddać cześć ofiarom i aby nikt już nie mógł sfotografować Kościółka tak pięknie, jak Rekwirowicz. Zresztą jeszcze przed pojawieniem się katyńskiego meteorytu następcy Rekwirowicza owszem, próbowali męczyć świątynkę a to żabią perspektywą, a to rybim okiem, ale na wszystkich tych zdjęciach gubi się zupełnie jej lekkość, wdzięk pierwotnych proporcji, i wszystkie te próby, łącznie z próbą P. Krassowskiego z przełomu lat 70-tych i 80-tych, kończą się takim czy innym dramatem. “Miruniu, dziękuję za zaproszenie, przepraszam że od razu nieodpisałam ale Andrzej jest bardzo ciężko chory, zabrali go erką na sygnale i jest w szpitalu (serce), wkrótce napiszę list, całuję wszystkich, Lidka”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się