fbpx
z ks. Adamem Podbierą rozmawia Katarzyna Wierzchosławska maj 2009

Mamy byc świadkami wiary. Rozmowa o Pierwszej Komunii Świętej

Pokolenie trzydziesto-, czterdziestolatków to często ludzie, którzy odeszli od Kościoła. Z tego się bierze coś w rodzaju duchowej schizofrenii, pęknięcia. Do pewnego czasu dziecko je znosi, wytrzymuje, zafascynowane jest jeszcze tajemnicą, ale potem zwykle nie otrzymuje wsparcia.

Artykuł z numeru

Piękna dwudziestoletnia. 1989-2009

Jest Ksiądz duszpasterzem i katechetą przygotowującym dzieci do Pierwszej Komunii świętej. Co w tym przygotowaniu stanowi największą trudność?

Najtrudniej zachęcić do współpracy, do współdziałania. I stworzyć wspólnotę złożoną z bardzo różnych dzieci i ich rodziców czy bliskich, wspólnotę świadomie przygotowujących się i wspólnie oczekujących na przyjęcie tego sakramentu. Rodziców bardzo absorbują sprawy techniczne… „Co będzie? Ile to kosztuje? Fotograf, kamery… A dlaczego nie może być takich zdjęć?” Oczywiście, księża próbują robić dla nich katechezy, ale wygląda to trochę tak: „słuchamy, bo musimy”…

Rodzice interesują się głównie sprawami technicznymi, bo się na nich znają. A jeśli chodzi o duchowość, z reguły mają niewielkie w niej doświadczenie,  boją się jej… Czasami jest to dla nich sprawa zbyt intymna, czasami zaś – świat niezrozumiały, niepojęty. Zostawiają go księdzu i… dzieciom.

A gdyby jedną z form przygotowania były spotkania, podczas których ksiądz nie wygłasza konferencji, tylko rozmawia z rodzicami i wszyscy dzielą się swoimi oczekiwaniami, mówią, czym dla nich jest komunia?

To byłoby dobre. Można by też odprawiać częste msze święte z rodzicami i dziećmi. Widzę, że księża już to robią… Przy parafii mistrzejowickiej, gdzie mieszkam, raz w miesiącu organizowane są dni skupienia z dziećmi. I konferencje, i wspólna msza, ale nie w dużych, lecz w małych grupach. Jest trochę rodziców, którzy przeszli przez różne ruchy religijne. Oni znają mszę wspólnotową. Nie monumentalność, tylko bycie prawdziwie i blisko ze sobą.

Gdzie są jakieś więzi…

I gesty. Na przykład znak pokoju – i podanie ręki temu, kto stoi obok. A nie obcość wśród obcych twarzy. Jest taki ładny wiersz Wojciecha Bąka o Kościele: „łza, która się z obcych oczu sączy, jest łzą w moim adamowym oku, jest moją łzą…”. W małej grupie rodziców i dzieci można stworzyć wspólnotę i bliskość. Nie: osobno uczyć dzieci i rodziców, ale pracować wspólnie. Jest teologiczna konferencja dla rodziców i katechetyczna praca z dziećmi, potem trzeba to połączyć… Gdyby przygotowanie było wspólne, więcej mszy wspólnotowych, jakiś wyjazd, ognisko – wtedy naprawdę można by stworzyć wspólnotę rodzin dzieci przygotowujących się do komunii świętej, choćby nawet ta wspólnota miała istnieć tylko przez rok.

Oczywiście, zdarzają się ciekawe rzeczy. Kiedyś w czasie rocznicy Pierwszej Komunii ochrzciliśmy brata dziewczynki, która tę rocznicę obchodziła. Wszystkie dzieci były zgromadzone wokół jej maleńkiego braciszka. „Wy teraz macie pokazać temu małemu człowiekowi, jak wierzyć. On ma przy was wzrastać w wierze”. Nie ma lepszej katechezy. Dzieci widziały chrzest, dotknęły chrztu i niosą to dziecko w modlitwie. „Teraz my mamy mu zanieść Pana Jezusa”. Zupełnie inaczej niż w śpiewanej często podczas komunii piosence: „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, nie oddamy Cię nikomu”. To jest, niestety, hymn egoistów.  Komu Cię nie oddamy?! Przecież właśnie o to chodzi, żeby się dzielić. Dać świadectwo tego, co Pan nam uczynił.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się