fbpx
Bogusław Wójcik czerwiec 2009

Mózg umiera pierwszy

Przywykliśmy wyznaczać wiek życia ludzkiego indywiduum zdarzeniami granicznymi, jakimi są narodziny i śmierć. Pomiędzy nimi istniejemy my, obdarzeni samoświadomością, przeżywający swoją indywidualność i tworzący kulturę. Nasze życie widziane w skali ewolucyjnej to jednak tylko mikrozdarzenie w wielkim procesie zainicjowanym przez powstanie pierwszej komórki eukariotycznej.

Artykuł z numeru

Śmierć i medycyna

Śmierć człowieka jest zjawiskiem biologicznym i nie następuje w momencie jej stwierdzenia. Argument ten można usłyszeć najczęściej od lekarzy, którzy uważają, że dyskusje poświęcone śmierci mózgu, prowadzone na zbyt dużym poziomie ogólności, przynoszą więcej szkody niż pożytku[1]. W stwierdzeniu tym jest wiele racji, czego przykładem jest Japonia, gdzie dyskusja poświęcona śmierci mózgu toczyła się ponad trzydzieści lat. W 1968 roku Jiro Wada przeprowadził pierwszą transplantację serca w tym kraju, co doprowadziło do burzliwych sporów na temat zasad pobierania tego narządu do przeszczepu, a nawet do oskarżenia chirurga o zabójstwo. Kolejna transplantacja serca miała miejsce w Japonii dopiero dwa lata po zalegalizowaniu w 1997 roku kryterium śmierci mózgu.

Fakt, że złożoność życia i śmierci przedstawia się inaczej z perspektywy opisów zdroworozsądkowych, opartych na tradycjach kulturowych, a inaczej z perspektywy nowoczesnego oddziału intensywnej terapii, nie zwalnia nas jednak od potrzeby ciągłego pogłębiania recepcji społecznej i zrozumienia tego zjawiska. W innym wypadku ani apele autorytetów, ani akcje społeczne nie zmienią trudnej sytuacji w polskiej transplantologii.

Nowe kryterium śmierci

Wprowadzenie nowego kryterium, które określono jako kryterium śmierci mózgu, zostało wymuszone przez postęp medyczny i technologiczny. Zastosowanie reanimacji i respiratorów z jednej strony otwarło bowiem nowe możliwości w leczeniu pewnej grupy pacjentów, z drugiej zaś strony spowodowało pojawienie się nowych dylematów. Trudno to sobie wyobrazić dzisiaj, ale „w latach 60. nasza społeczność nie miała prawnego, klinicznego ani kulturowego doświadczenia z wyłączaniem respiratorów”[2]. Przełomowe znaczenie w tej sytuacji miało opracowanie w 1968 roku przez zespół ekspertów Harvard Medical School kryterium śmierci polegającego na stwierdzeniu braku jakiejkolwiek uchwytnej czynności mózgu, oznaczającego ustanie czynności kory mózgowej oraz pnia mózgu. Wkrótce potem, w 1971 roku, wskazanie nieodwracalnego uszkodzenia mózgu, tzw. punktu bez odwrotu, doprowadziło do modyfikacji tego kryterium. “Doniesienie to stało się podstawą do sformułowania tzw. nowej, zmodyfikowanej definicji śmierci mózgu jako całości, w następstwie śmierci pnia mózgu”[3].

Wprowadzenie kryterium, którego użycie zostało zarezerwowane wyłącznie dla elity medycznej, wywołało społeczny wstrząs[4]. Nie był on tak silny w Stanach Zjednoczonych i w Europie jak w Japonii, także ze względu na odmienną tradycję religijną. Początkowo przeoczono jednak, iż wprowadzenie nowego kryterium śmierci mózgu pociąga za sobą także modyfikację jej definicji, co w pewnych interpretacjach zaczęto postrzegać jako przejaw antropologii redukcjonistycznej. Po stwierdzeniu śmierci mózgu, w przypadku podtrzymywania krążenia i oddychania, ciało ma bowiem cechy, które są typowe dla żyjących, takie jak: bicie serca, krążenie krwi, produkcja moczu, metabolizm, ale także dla zmarłych: negatywne EEG, brak reakcji na stymulacje zewnętrzne i potrzeby fizjologiczne. Zasadne wydawało się więc pytanie: czy od definicji śmierci zależy, z kim mamy do czynienia – z żywym, czy ze zmarłym?[5]

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się