fbpx
z Timothym Gartonem Ashem rozmawia Marcin Żyła lipiec-sierpień 2009

Europa potrzebuje mobilizacji

Żadne z państw europejskich nie posiada dostatecznej siły i środków, by samodzielnie poradzić sobie z problemami współczesności.

Artykuł z numeru

Świat w roku 2025. Prognozy, nadzieje, obawy

Mija dwadzieścia lat od chwili, w której upadł mur berliński, a Pan, jako świadek zmian w Europie Środkowej, rozpoczął pisanie swojej „historii na gorąco”. Czy teraz, gdy tamta „history of the present” staje się powoli zwykłą „history of the past”, nie odczuwa Pan potrzeby przedstawienia tego wszystkiego jeszcze raz, tym razem w formie zbliżonej do tradycyjnych dzieł historyków – takich, które po prostu podsumowują pewien okres dziejów? 

Zajmuję się czymś, co nazwałem „historią teraźniejszości”. Uważam za ważne, że jestem świadkiem wydarzeń i jednocześnie myślę o nich jako historyk. Od czasów Tukidydesa aż do XVIII wieku w historiografii dominował pogląd, zgodnie z którym obecny na miejscu wydarzeń „wie lepiej”. Nawet dziś w odniesieniu do dziennikarzy mówi się, że piszą „pierwszy szkic historii”. Moim zdaniem, takie sformułowanie nie docenia potencjalnych możliwości naocznego świadka. To właśnie głównie ze świadectw i innych źródeł bezpośrednich spisujemy przecież dzieje.

Co się natomiast „wie lepiej” po dwudziestu latach? Po pierwsze, czasem zostają ujawnione nowe dokumenty, po drugie – znane są już następstwa wydarzeń z przeszłości. Ten moment, w którym zyskujemy perspektywę czasową, która pozwala na docenienie konsekwencji opisał niemiecki historyk z XIX wieku Leopold von Ranke. W wypadku roku 1989 uważam, że nowych źródeł jest stosunkowo niewiele i że nie przyniosły one większych rewelacji. Konsekwencje są natomiast ciekawe – choć na ostateczne podsumowanie wciąż jest jeszcze trochę za wcześnie, bo teraz, w 2009 roku, znajdujemy się w przełomowym momencie kryzysu kapitalizmu, demokracji liberalnej oraz integracji europejskiej. A przecież były to trzy najważniejsze cele, które narody Europy Środkowej wyznaczyły sobie po 1989 roku!

Na pewno więc nie zabiorę się za ponowne opisywanie tej samej historii, chociaż… ostatnio wracam do przemian sprzed 20 lat dużo czasu poświęcając na pracę porównawczą na temat różnych rewolucji, nie tylko w Europie, ale i, między innymi, w Birmie, Afryce Południowej oraz Chile.

1989 – domyślny model rewolucji

Czy wszystko zaczęło się od Europy Środkowej?

Nie przesadzajmy. Pierwszeństwo mają Hindusi – w historii nowożytnej pionierem rewolucyjnych zmian opartych na kompromisie był Mahatma Gandhi. Po nim przyszedł Martin Luther King i dopiero potem europejska „Jesień Ludów”. Ale, rzeczywiście, to w Polsce i w innych krajach bloku radzieckiego pierwszy raz naprawdę wszystko się udało – dziś możemy wręcz stwierdzić, że wymyślono tu nowy model rewolucji, odmienny od jakobińskiego i bolszewickiego. To zupełna nowość w historii. A nowość w historii – to prawdziwa rzadkość…

Przemocy nie da się wykluczyć z ludzkiego życia i historii, także współcześnie. Twierdzę jednak, że już nie tylko w Europie, ale i w innych rejonach świata funkcjonuje na stałe „domyślny” model rewolucji, czyli taki, po który sięga się w pierwszej kolejności. Wymyślono go w Europie Środkowej. Można się go nauczyć nawet przez Internet – widziałem to na własne oczy obserwując w Kijowie w 2004 roku studentów z niewielkiego ruchu PORA, którzy przy pomocy sieci zdobywali wiedzę, jak wprowadzać demokrację. Niestety, zastosowanie owego modelu nie oznacza pewności, że zmiany się powiodą. Czasem rewolucje bez przemocy, tak jak na przykład w Birmie dwa lata temu, kończą się fiaskiem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się