fbpx
Tomasz Kunz październik 2011

Trwanie poza poezją

Sukces jest łatwy – twierdzi Różewicz. Prawdziwe wyzwanie to umiejętność wytrwania w prawdzie nieodwracalnej klęski, odwaga spoglądania w otchłań.

Artykuł z numeru

Piękni dwudziestoletni idą po władzę

Piękni dwudziestoletni idą po władzę

W ważnym dla Tadeusza Różewicza, klasycznym tekście Martina Heideggera – Cóż po poecie? – niemiecki filozof przypisywał poetom zadanie przygotowania duchowego „zwrotu”, będącego warunkiem powrotu świętości i ponownego objawienia się ludziom „zbiegłych bogów”. „Być poetą w czasie marnym – pisał Heidegger – znaczy: śpiewając, baczyć na trop zbiegłych bogów. (…) Poetami są ci ze śmiertelnych, którzy (…) tropią trop zbiegłych bogów, idą za nim i w ten sposób wytropią dla pokrewnych im śmiertelnych drogę ku zwrotowi”. Różewicz nie żywi jednak złudzeń co do szczególnej odkupicielskiej misji poezji i zamiast podążać za śladami zanikającej boskości, zanurza się w „pustej ciemnej / wyziębionej” Nocy Świata: „zostawiłem przed sobą ślady stóp / i odszedłem w krainę bez światła” – napisze w wierszu ***Einst hab ich die Muse gefragt.

Poeta nie odwraca się jednak od owych śladów, odchodzi, pozostawiając porzucone tropy wciąż przed, a nie – jak należałoby oczekiwać – za sobą: niczym odciśnięte w pamięci i niemożliwe do wymazania piętno, niedające o sobie zapomnieć wezwanie do podtrzymywania świadomości o nigdy niezabliźniającej się ranie.

Lekcja, której udziela Różewicz, jest trudną do przyjęcia, surową lekcją negatywności. „Obiektywne” istnienie przedmiotów, „obiektywne” istnienie języka i równie „obiektywne” istnienie poezji – poświadczane materialną obecnością rzeczy, codzienną międzyludzką komunikacją i masową produkcją wierszy – nie jest dla Różewicza wystarczającym dowodem ich „realności”. Rzeczy i język utraciły bowiem swoją istotową substancjalność z powodu usunięcia się metafizycznej podstawy, gruntu zapewniającego im bytowe trwanie. Rekonstrukcja rzeczywistości i przywrócenie siły sprawczej słowu okazały się niemożliwe z powodu braku fundamentu dającego im niezbędne oparcie. Wyschły, powiada Różewicz, „źródła metafizyczne, które karmiły poezję od jej początków (…). Pępowina, która łączyła poezję z metafizyką, została przecięta”.

Autor Niepokoju okazał się – i widać to dzisiaj wyraźnie – jednym z największych i najbardziej konsekwentnych świadków kryzysu zachodniej metafizyki. Przede wszystkim jednak odważył się wyciągnąć ze swojej diagnozy radykalne wnioski, które zdeterminowały jego późniejsze pisarskie i życiowe decyzje.

ŚMIERĆ POEZJI – ŚMIERĆ BOGA

Zdaniem Heideggera jedną z kluczowych właściwości marnego czasu Nocy Świata jest to, że „nie potrafi on już rozpoznać, iż brak Boga jest właśnie brakiem”. Różewicz uczynił swoim powołaniem uporczywe przypominanie o negatywnej obecności owego fundamentalnego braku. Jak pisał Andrzej Skrendo, Różewicz każe nam „przeżyć do głębi pustkę, która otworzyła się »po śmierci Boga«. Z nieprawdopodobnym uporem twierdzi, że wciąż jeszcze przeżycie to się nie dokonało. Uważa, że pragniemy niewiedzy i nieświadomości, zajmujemy się pozornymi czynnościami, udajemy, że po »śmierci Boga« możemy spokojnie wrócić do swoich obowiązków”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się